czwartek, 10 lutego 2011

I natenczas bór zagrzmiał

Tak się akurat dobrze złożyło, że Lena pokazała mi kolejny grafomański fanfik Harry'ego Pottera do ponabijania się - i tym razem nie uczyniłem tego sam. W tekście zobaczycie trzy kolory czcionki: niebieskim oznaczone są moje komentarze, czerwonym - Leny, zielonym zaś - jej przyjaciela Michała, o którym nie wiem nic poza jego imieniem. Wielkie dzięki dla was dwojga za tę intelektualną wkładkę do mojego dziennika.

Tytuł notki, jak zwykle tajemniczy, wziął się stąd, że nazwa pliku tekstowego, w którym ta dwójka wesołych krytyków przysłała mi skomentowany rozdział, bym dorzucił swoje trzy grosze, brzmiała "borzewidzisziniegrzmiszTOTHEMAX.odt". A zatem czytajcie i grzmijcie śmiechem na zdrowie.

Jak zwykle podaję link do strony pierwotnej, choć - jak zwykle - gdyby ktoś próbował mnie posądzić o kradzież praw autorskich do tej literatury, to każdy adwokat by mnie wybronił. Oto oryginał tego arcydzieła. Zapraszam do lektury.

--- Hermione & Draco story ---
czapter łan


POtworzyłam zaspane powieki. [POTWORNE POWIEKI ATAKUJĄ!] [Potworzyła sobie powieki, ale potem jej się znudziło i wzięła się za tworzenie czegoś innego.] Kleiły mi sie od wczorajszych łez. [Uważajcie na motyw łez – jest bardzo istotny, ciągle będą się toczyły niczym wy po podłodze w trakcie lektury.]
- Co się stało? [Łazienka jest zamknięta.]
Spytałam sama siebie. Był drugi dzień w Hogwarcie, za dziesięć 7, miałam jeszcze trochę czasu do śniadania. Ułożyłam się wygodnie zna poduszce i wywołałam myśli z wczorajszego dnia. [Wywoływanie myśli to zaginiona sztuka. Trochę jak wywoływanie duchów.]
Pędziłam na dworzec King Cross. Ujrzałam moich przyjaciół i pomachałam im. Harry lekko uniósł rękę i odpowiedział mi tym samym. Ron tylko gapił się na mnie. Podeszłam do nich.
- Co się tak patrzysz? [WPIERDOL CHCESZ?]
- No, bo...bo...
- On chce wydukać, ze bardzo się zmieniłaś i prawie cię nie poznał -powiedział za przyjaciela Harry.
- Tylko to?
- Nom... [OM NOM NOM NOM NOM!]
Skoczyłam na przyjaciół. [Skoczmy na nich i zjedzmy ich, zanim oni zjedzą nas, om nom nom.] Przytulili mnie. Miałam świetny humor, kiedy to nagle ujrzałam blond czuprynę. Malfoy bardzo sie zminil, podobno ja tez... [“Zminił" to takie nowoczesne określenie na “zmalał"?] Wyglądał wręcz bosko. Przez wakacje zadbał o sylwetkę, a jego śliczna blond grzywka opadała mu na czoło. [Przez całe wakacje mu opadała, cholera jedna.] Właśnie rozmawiał o czymś z Pansy i swoimi gorylami gestykulując przy tym rękoma. [Ja przy rozmowie zawsze gestykuluję też nogami i uszami.] PO chwili Crubb cos mu powiedział, a Malfoy przestał wykonywać ruchy rekami i spojrzał se w moja stronę. [No i se spojrzał, rozumita, kumie...] Te jego oczy... Ach, mogłabym sie w nich zatopić, kiedy tak patrzył sie na mnie. Nagle te cudowny... Właściwie, co ja gadam?? Znowu, sie rozmazylam! [To brzmi jak “ach, znowu się rozmnożyłam!"] Przecież to Malfoy!!! No, to może powrócę do rozmyślań. [Pomyślał Stirlitz, po czym zdjął magiczną uszankę.] A wiec ktoś pomachał mi ręką przed nosem. Z lekko urażona mina zerknęłam na tego osobnika. Właścicielka reki skoczyła mi na szyje. [Czy myśmy się czasem nie przerzucili na recenzję kolejnej części “Zmierzchu"?]
- Hermi, ale ty wyładniałaś!! Jak tam? [Hermi – rz. :: hermafrodyta (zdrob.)]
- Spoko, Ginny -odetchnęłam, kiedy przyaciolka mnie pościła. [A teraz najnowszy program: "Pościmy z Przyjaciółmi"!] Harrypoprosil o moje torby i jak dżentelmen zaniósł je do pociągu, który właśnie sie pojawił. [BACH wziął i się pojawił.] Kiedy chłopcy sie oddalili, Ginny zrobiła ciekawska minę.
- Na kogo sie tak patrzyłaś?
- Ja? Na nikogo, tylko sie zamyśliłam.
- Jasne, jasne... Aaa, juz widzę. -Uśmiechnęła sei znacząco -Draco Malfoy tak?
- Cos ty, zgłupiała? -Naskoczyłam na przyjaciółkę. [Ciągle tylko skaczą na siebie. Co to - “Flubber"?]
- No dobrze, dobrze...-Udała, ze sie obraza i weszła do wagonu. Ja chciałam podążyć za nią.
- No,no...-Blondyn zagwizdał [Ja to robię tak bardziej na “fiu, fiu" - szacun dla Malfoya.] -Granger, ale sie odstawiłaś! Dla kogo to? Dla Pottera?
- Odwal sie, Malfoy! Przepuść mnie!
- Ani mi sie mysli. [Wiwat stałe związki frazeologiczne!] I tak zaraz będzie spotkanie prefektów. Mogę ci potowarzyszyć, szlamo...
- Nie mów tak do mnie, padalcu!
- A bo, co mi zrobisz głupia, brudna...
Strzeliłam mu (nie, nie plaskacza!) pięścią w nos. [Zawsze się zastanawiałem, po co w takim tekście jeden narrator wpieprza się drugiemu w kompetencje.] Nieźle oberwał, bo stróżka krwi poplamiła mu wargi oraz kawałek szaty. [Nowy zawód dla noworównouprawnionych kobiet. Nocny stróż w banku krwi - stróżka krwi. Do jej obowiązków należy plamienie warg oraz kawałków szaty.] Z dumnie uniesiona głową, odepchnęłam go i poszłam do Rona, bo pewnie jak zwykle zapomniał o spotkaniu.

Draco zasyczał z bólu. [Niezły chłopak ma czas reakcji na ból – Hermiona zdążyła już pójść, a on dopiero zasyczał.] Otarł z twarzy krew i poszedł wkurwiony do agonu [Agonia po jednym uderzeniu!], gdzie miało sie odbycspotkanie.

- Oberwie ode mnie! Głupia szlama!
Myślał nad planem zemsty.

- Ron, musimy iść -zawołałam do przyjaciela.
- O, dzięki! Prawie bym zapomniał. [Jasne, ja też czasem stojąc z bagażem na dworcu kolejowym prawie zapominam, po co tu jestem.] A wlasciewie, to gdzie byłaś? [Nu, tawariszczka? Wlasciewie gdzie bylas?]
- No cóż, cos mnie zatrzymało -uśmiechnęłam sie. [Cosinus ją zatrzymał, ale zwinnym uderzeniem tangensa zdołała wpieprzyć dziada do mianownika.]
Ginny spojrzała na mnie robiąc minę "Opowiesz w pokoju?"
A a odpowiedziałam wyrazem twarzy mówiącym: "Jasne!" i poszłam z Ronem do wagonu, gdzie czekała McGonagal. Przywitała nas ciepło i kazała usiąść. [Najpierw ciepłe przywitanie, a potem rozkazy. Jak w woju.]
- No dobrze. Niektórzy z was-spojrzala na mnie i Dracona [AHA! To tu się podział słynny spartański legislator!] -czasem dawaliście troszkę zły przykład wzajemnym stosunkiem do siebie. [Niektórzy z was czytaliście ten fanfik i wzajemny wasz stosunek do siebie z podłogą bardzo się zbliżył.] Ale skoro to juz wasz ostatni rok w tej szkole mam nadzieje, ze sie poprawicie. No wiec, bla bla bla.... [W ustach McGonnagall "bla bla bla" musi być niesamowicie seksowne.] -Tyle zapamiętałam z jej wykładu. Az sie zdziwiłam, ze nie lsuchalam. [Czy lsuchanie ma coś wspólnego z łasuchowaniem?]
Podroż minęła mi PRAWIE świetnie. Razem z przyjaciółmi żartowaliśmy i śmialiśmy sie. Raz, kiedy chłopaki spali spytałam sie Ginny...
- czy ja naprawdę sie tak zmieniłam?
- Noo... Naprwwde. Jesteś szczuplejsza, twoje włosy ślicznie falują, masz ładną sylwetkę, zavczelas [To pewnie połączenie "zawczasu zaczęłaś"] tez pokazywać swa urodę. Naprawdę sie zmienilas.
- Tak? Ja tego nie...
Do naszego przezialu wpadł wkurzony Malfoy. [Tak był wkurzony, że ział ze złości. Przeział wręcz.]
XZlapal mnie za rękę, wyciągnął ze sobą i zaczarował drzwi zaklęciem, które spowofdowalo, ze nikt nie mógł z nich wyjść a ni tam wejść. [Autorka pomyślała, że odda tempo akcji, jeśli zacznie pisać na klawiaturze szybciej, w końcu nic tak nie pokazuje szybkości jak literówki!] [A chłopaki dalej spali.] Pociągnął mnie za sobą i pzygwozdzil boleśnie do ściany.
- Szlamo, co ty sobie wyobrażasz?!
- Co znowu?!
- Niedosc, ze miałaś czelność mnie udezyc to jeszcze teraz przysyłasz do mnie stado magicznych świń?!
Zaśmiałam sie. To nie ja, ale to było zabawne. [To nie ja się zaśmiałam, ale to było zabawne? O to chodzi?]
- Granger, szlamo! Nie śmiej sie! Pożałujesz!
- Ale to...
Udezyl mnie. [GÓÓÓRALU CY CI NIE ZAL?!] Zabolało. Teraz zaczęłam sie Bauc. [Po uderzeniu Hermiona zaczęła Bauns.]
Po moim bladym policzku stoczyła sie samotna łza... [Nie dość, że masochistka, to jeszcze emo. A przecież emo takich rzeczy nie robią!] [Łza stoczyła się na dno policzka do rynsztoka warg. A chłopaki dalej spali.]
Pociągnął mnie do jakiegoś pustego przedziału, zasłonił drzwi i rzucił to samo zaklęcie, co poprzednio. Popchnął mnie na siedzenia. Udezylam głową o szyber. [Wow, wysoka. Pierdyknąć głową o szyberdach, tego jeszcze nie było.] To jeszcze bardziej zabolało. Potem zbliżył sie do mnie i...pocałował. Całował gorąco i namiętnie... Próbowałam sie wyrwać, ale on był silniejszy. Drapałam go, starałam się sie kopnąć. [Starała się kopnąć samą siebie, zapewne.] To nic nie dało. [Jak ja raz starałem się się kopnąć, to też nic nie dało. Aż dziwne.] Raz tylko sie zaśmiał. [Drugi raz się nie zaśmiał, o nie.] Rozpiął mi jeden guzik od bluzki. [Słownie: jeden guzik zero groszy.] Udało mi sie go wtedy udezyc. Skrzywił sie. [Spokojnie, zaraz potem się wyprostował.]
- Pozalujesz... [Zalowanie to słynna góralska rozrywka.]
Wyciagnal z kieszeni nóź. [Bez nozia nie ma imprezy.] Znowu zadrżałam i ponownie po moich policzkach potoczyły sie łzy. Spojrzałam mu w oczy. Widziałam rządze i gniew. [Zarządałam słownika i gniewu.] Jestem niemal pewna, ze w moich było widać strach, jaki wtedy czułam. [Trzeba było wziąć lusterko i sprawdzić, daaaaa.] [Albo przejrzeć się w szyberdachu.] Przybliżył do mnie nóź. [Pociął mnie noziem.] Zamknęłam powieki [Na klucz.] i czekałam na najgorsze. Nagle chwycił pasmo moich włosów i odciął kawałek. [O ile wiem, pasmo włosów staje się pasmem dopiero wtedy, kiedy się je już odetnie.] Potem schował je do kieszeni. [Razem z noziem.]
- To na pamiątkę, szlamo...
Zostawił mnie ii wyszedł. [Iiiiii wyszedł! Proszę Państwa, cóż za akcja!] Czułam sie wtedy dziwnie. Szczęśliwa, zła i smutna zarazem. Szczęśliwa, bo mnie puścił. Zła, bo chciał mi cos zrobić. A smutna... No właśnie, dlaczego? [Boś bipolarna, babo.] [Jaka piękna aliteracja!]
Drżąc jeszcze wstałam i poszłam do mojego przedziału. Użyłam przeciw zklecia [Przykład przeciw zklęcia – “wcale nie jesteś chujem".] i otworzyłam drzwi. Na mój widok Harry, Ron i Ginny gwałtownie wstali. [OK, Harry i Ron, rozumiem. Ale Ginny? Shemale, anyone?] Wszyscy mnie przytulili. [Wszyscy naraz? O rany. To ja już bym wolał nozia Malfoya.] Kiedy trwałam jeszcze w objęciach Rona Harry [Kim jest Ron Harra?] spytał, co sie stalo i czy Malfoy cos mi zrobił. [Ctg mi zrobił.]
- N-nie.-powiedzialam dtzacym [Dotyczącym?] glosem-o tylko poobwinial mnie o parę rzeczy i tyle.
- Na pewno?-spytal Ron-drzysz. [Drzesz. Mordę.]
- Na pewno.
Usiadłam na swoim miejscu i w ponurym humorze dojechała do Hogwartu. [Ja usiadłam, ale do Hogwartu dojechała ONA. Kto? Dowiecie się w następnym odcinku...] Kiedy tylko zjedliśmy kolacje, [Było ich pięć.] ja cały czas milcząc odprowadziłam młodych gryfonów do PW. [POLITECHNIKA WARSZAWSKA = HOGWART] [W moim magicznym domu wszystko się zdarzyć może... Same rozwiązują się całki, sam się rozgryza orzech...] Potem chciałam iść do LP (łazienki porefektow) [Świetne efekty na pory!], aby sie odptrezyc. [Odprętoż się ode mnie!] Niestety, kiedy byłam juz blisko na końcu korytarza zobaczyłam blond czuprynę pewnego ślizgona. [Na litość boską, może jakiś przecinek?] Chciałam sie cofnąć, ale ten widząc mnie szybko do mnie doskoczył.
POtem, [PiStem!] bez słowa zaczął sie do mnie dobierać. Kopnęłam go.
- Granger ty szlamo!
Również od niego oberwałam. Mocno. Zamilkłam i przestałam sie opierać. Zbytnio sie bałam. Kiedy zaczął mnie całować odezwał sie we mnie duch walki. [ODYN!] Zaczęłam sie szarpać. Na nic. Zaczęłam go...błagać. Prosiłam żeby przestał. [Duch walki był w istocie niezłomny.]
- Malfoy..prsze [Przyj, przyj!]...Co ja ci zrobiłam?
Nic to nie dawało. W końcu...
- D-draco...błagam.
Nieoczekiwanie Malfoy przestał. Spojrzał sie w moje przestraszone oczy i odszedł. Ja rycząc [MUUUUU!] pobiegłam do pokoju...
No i tak to było wczoraj. Juz wiem. [Spoko. Ja nadal nie wiem, o co tu chodzi.] Ponownie otworzyłam swe ślepia... [Ślepia - no tak, bo przeciez jestem koniem.] [Biorąc pod uwagę ryczenie, raczej krową.]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz