czwartek, 29 września 2011

Ze świątecznej dwururki

Pora już na kolejną część fanfika, albo i dwie. Kto wie, kiedy następnym razem będę miał na to czas albo odpowiedni nastrój. Póki co - oryginał tutaj - jedzmy, pijmy, bawmy się. No, w każdym razie bawmy się. To jedno powinno być całkiem proste do wchłonięcia.


--- Hermione & Draco story ---

czapter tuelf


Następnego dnia rano wszyscy pojechali do swoich rodzin. Nawet Harry nie został w Hogwarcie. Został zaproszony do Nory. Hermiona też, ale wymigała się mówiąc, że jedzie do rodziców. Harry ani Ron nie powiedzieli prawdy mamie Rona. Chociaż trudno w to uwierzyć, na cały tydzień gryfonka została całkiem sama. [Niewiarygodne! Została sama! Oglądajcie, ludziska, gryfonkę *samą*, wstęp ćwierć rubla, dzieci pół darmo!] No, w każdym razie tak myślała. Kiedy przyjaciele pojechali. Przed wyjazdem wręczyli jej prezenty. [Kiedy pisałem zdania złożone. Zapomniałem. Gdzie jest przecinek. I zamiast tego waliłem kropki. Swoją drogą, ile sensu ma zdanie „zanim wyjechałem, przed wyjazdem wręczyłem mu prezent”?] Nie odpakowała ich jeszcze. Wygoniła przyjaciół, bo miała już łzy w oczach [„Wyp... chlip... dalać!”], dała im prezenty i poszła do biblioteki. Do dwunastej, Hogwart spustoszał. [Jakiś podły bandzior spustoszył Hogwart do północy. Może Szkarłatny Leon.] Siedziała czytając jakąś książkę, kiedy poczuła czyjąś rękę n ramieniu. [Sóspęs... czy to Malfoy?!] Odwróciła się mamrocząc: A myślałam, że Hogwart jest pusty…
- Nie cieszysz się, że mnie widzisz, Granger?
- Nie mam, co robić. Miałam nadzieję, że odpocznę od twoich wyzwisk.
- A czy ja cię kiedyś obraziłem? –Zaśmiał się ironicznie.
- Nie.. W życiu –powiedziała, również z ironią. [- Ależ to było ironiczne – skomentował Matejkowski, także z ironią.]
Usiadł obok niej.
- Nie masz już, gdzie siedzieć?
- Nie mam, gdzie.
- Jasne, obejrzyj się! W całym Hogwarcie jesteśmy tylko my! Masz dużo miejsca. Zresztą, co ty robisz w bibliotece?
- Czytam.
- Jakoś nie widzę –mruknęła.
- Cicho, Granger. Zaraz zacznę. [„No czytam albo nie czytam!”]
Wstał i nie patrząc, za bardzo, co wyciąga, wziął książkę i z powrotem usiadł. Jednak nie czytał. Wpatrywał się w skupiona minę gryfonki i myślał, co go ostatnio opętało… Gryfonka zauważyła tępy wyraz twarzy [Czyj? Malfoya? Własny? Skrzata domowego?] i popatrzyła na jego cud buźkę (hehe;)). [Didaskalia dla czytelnika. Coś takiego, jak kiedyś były te kartony z napisem „PUBLIKA SIĘ ŚMIEJE” w różnych programach.]
- Malfoy, czemu się na mnie gapisz?
- Ja się gapię?
- Tak.
- Ja czytam.
- Do góry nogami?
- Co?
Hermiona się zaśmiała i wskazała na książkę. Rzeczywiście była w odwrotną stronę. [To jeszcze niczego nie dowodzi. Ja na przykład umiem czytać i pisać do góry nogami. Zapytajcie kogokolwiek, z kim mam korki z matematyki.]
- Wiesz nie mam, co robić tylko gapić się na szlamę!!
Hermiona wstała. [Zaraz mu przypieprzy!] Już ruszyła ku wyjściu, [A nie, tylko mu spieprzy...] kiedy Draco złapał ją za nadgarstek.
- Czego? Zostaw mnie!
- Niby, czemu? [- Bo nie ma dżemu – odpowiedział Niby, nadal z ironią.]
- Bo mnie męczysz! Puszczaj!
- Nie!
- A to, dlaczego?!
- Bo chce ci cos powiedzieć!
- Co?!
- Przepraszam!
Malfoy puścił jej rękę. Poraz kolejny wybałuszyła przez niego oczy… [Wybałuszyła oczy tak, że aż przeszły przez Malfoya i na drugą stronę.]
- Malfoy…Ty jesteś chory. Idź lepiej do SS. [Już tam cię wyleczen, ja, sehr gut.]
- Niby to, czemu? [- Bo nie ma dżemu – odpowiedział, wciąż z właściwą sobie ironią, Niby To.]
- Jesteś…Miły. [Fakt – nachodzi ją, obraża, napastuje fizycznie, a potem mówi „przepraszam” – jest taki miły, że chyba bym go nawet adoptował.]
- I?
- I nic. Ale to nie pasuje…Do ciebie. Idź się zbadaj. Na wszelki wypadek.
Przyłożyła rękę do czoła ślizgona. Udała, że się parzy.
- Au! Ale jesteś gorący! Pędź do Pani Pomfrey! [Początek aliteracyjnego* wiersza staroangielskiego z ósmego wieku: „Pędź do Pani Pomfrey, gdy Poczujesz się Podle y Parchato...”]
- Ooo, czyli twierdzisz, że jestem gorący, Granger? Może chcesz się przekonać jak bardzo?
- Nie. Jednak nic ci nie jest…
Draco zrobił dziwną minę. Spojrzał się w oczy Hermionie.
- Wiesz, Granger. Teraz ci obiecuję, że jak wszyscy wrócą, będzie jak kiedyś.
- Jasne, jasne…Chociaż, wierzę ci. Znowu będziesz wredny.
- Ty nie lepsza.
Zaśmiali się. Razem. Szczerze. Jak przyjaciele. [- Ha, ha, ale z ciebie głupia szlama – zaśmiał się beztrosko jak przyjaciel. – Hi, hi, ale z ciebie wredny śmieć! – odpowiedziała radosnym przyjacielskim śmiechem.] Jak chłopak i dziewczyna. [Cóż, tym właśnie byli. Znaczy nie byli odpowiednio słoniem i żukiem gnojarzem.]
- A teraz, skoro jestem miły…
- Co?
- Pójdziesz ze mną na randkę?
- Co?!
- Powtarzasz się…To pójdziesz? [Chyba Malfoy też się powtarza.]
,„Czemu nie? Co mi niby szkodzi?”
- Dobra. Mogę iść.
- Jutro, do Hogsmade, o 10. Będę czekał. Nie zawiedź…

*aliteracja – poetycki chwyt polegający na powtórzeniu pierwszego dźwięku (właśnie nie litery) w pierwszej akcentowanej sylabie każdego znaczącego słowa w danym wersie. (Znaczącego, czyli dostającego akcent zdaniowy, będącego wyrazem leksykalnym, nie jakimś durnym spójnikiem czy przyimkiem).


czapter fertin

Hermiona weszła do pokoju. Usiadła w PW i zaczęła rozpakowywać prezent od przyjaciół. [Wszyscy zrzucili się na owocową gumę do żucia.] Od Harrego dostała śliczny zeszyt na hasło z karteczką :
Zauważyłem, że ostatnio nie pisałaś
Nic w pamiętniku. [„Codziennie kradnę go i przeglądam, czy są nowe wpisy.”]
Masz nowy zeszyt,
Może znów zaczniesz pisać? [W takim razie powinien dać jej pióro. Jak kiedyś próbowałem pisać samym zeszytem, nie wyszło.]
Uśmiechnęła się w duchu. Dostała tez od niego fajną książkę. Potem sięgnęła po prezent od Rona. Sweter pani Weasley, czekoladowe żaby i Kolejna fajna książka. [„Kolejna fajna książka” – ostatni hit rynkowy.] Hermiona cieszyła się z książek, ale wolałaby dostać coś innego. Tak jak np. pamiętnik od Harrego. [Chyba dostała od niego zeszyt, w którym dopiero MIAŁ BYĆ pamiętnik, no nie? „Mamo, potrzebuję jeszcze stukartkowy pamiętnik do matematyki w kratkę.”] Od Ginny…Książka. W końcu wszystko rozpakowała. Od rodziców też. [Od rodziców też rozpakowała. Nie ma co się ograniczać, jak wszystko, to wszystko.] A jednak jeszcze mała paczuszka leżała na ziemi. [Sóspęs… Czy był w niej Malfoy?] Zaadresowana do niej. Sięgnęła po nią. Obejrzała ze wszystkich stron i odpakowała. Kiedy zobaczyła prezent pisnęła z zachwytu. Na dnie małego pudełeczka leżał cieniutki srebrny łańcuszek, ze srebrnym serduszkiem. Obok leżała śliczna bransoletka, również srebrna i kolczyki w tym samym kolorze. Nie dało się opisać. [A jednak autorce przed chwilą się to udało. Gratulujemy. Nagrody nie wyślemy pocztą – i bez tego mają tam od cholery roboty.] Ta prostota czyniła komplet pięknym i kobiecym. Schowała pudełko z zawartością, aby nie zgubić. Potem poszła spać. Następnego dnia po śniadaniu poszła na umówione miejsce. Draco już czekał.
- No, myślałam, że mnie wystawiłeś.
- Myliłaś się. Idziemy?
- Yhmm. [Odpowiedział troll, w którego akurat zmieniła się Hermiona.]
I poszli. Usiedli przy oknie (w Trzech Miotłach) [Dzisiejszym program pt. „Po cholerę ten nawias” przedstawia...] sącząc piwo kremowe i gadając o niczym. Na chwilę Malfoy spoważniał.
- Granger, mogłabyś o tym nikomu nie mówić?
- Jasne! TY tez nie mów. Ron i Harry by mnie zabili.
Zaśmiali się. Potem wrócili do zamku rzucając się po drodze śnieżkami. Rozstali się w dobrych humorach. Potem było jak zwykle. Już nie byli dla siebie mili. Pewnego ranka stanęli przed sobą i już zaczęli się drzeć. [Czy oni spali razem, czy co? Kłócą się, jak tylko staną przed sobą, stare dobre małżeństwo.]
- Granger, spadaj stąd!
- Niby, dlaczego?! [Przygotujcie się na szokującą dawkę realizmu. Balzak przy tym ucieka ze skowytem w niebyt.]
- BO ja chcę tędy przejść!
- To przejdź obok mnie!
- Nie!
- A to, czemu?!
- Bo JA chcę tędy!
- A ja chcę idealnego chłopaka i, co?! Życie nie daje nam wszystkiego! [That is why YOU SHALL NOT PASS.]
- Granger do cholery! [A Malfoy do domu!]
- czego?! [Była na niego tak wściekła, że postanowiła okazać mu brak szacunku, zaczynając wypowiedź małą literą.]
- Suń się!
- Nie!
- To ja się nie ruszę do póki się nie posuniesz!
- Ja też się nie ruszę!
- I, co będziemy tu stać wieczność?
- Nie martw się, wcześniej wymiękniesz! [Niewątpliwie przed upływem wieczności rozmiękną oboje. Statystycznie biorąc, Malfoy pierwszy, bo średnia długość życia kobiety jest większa, więc Hermiona ma rację.]
Stali tak pół godziny. Potem przyjechali Harry z Ronem i Pansy z gorylami. [Wprost na korytarz Hogwartu wjechała ciężarówka z transportem z zoo, który opóźnił się przez Boże Narodzenie.] Przyjaciele Hermi podeszli do niej.
- Czemu tu stoisz?
- Bo tak. Jak święta?
- Super! A , co u ciebie? [„Co u ciebie, A?”. Cóż, zawsze lepiej „A” niż „Hermi”. „A” brzmi tak tajemniczo, pasuje do makijażu retro, kapelusza z kwiatem, ciemnych nylonowych pończoch i długiej fifki.]
- tez dobrze. Tata się znalazł.
- Naprawdę? To cudownie!
- Wyjechał na krótki urlop i zapomniał powiedzieć mamie. Ale była afera. [Zapomniał powiedzieć żonie, nie wziął telefonu, pewnie obrączkę też jakoś upuścił do szuflady.]
- Znudziło ci się, Granger?! –krzyknął Malfoy.
- Nie ma mowy! A tobie?!
- Śnisz!
- O co chodzi?
- O nic, Ron.
- Ale…Ale widzę. [Ale mają koty. Ron to widzi. Nie lubi kotów.]
- Ron.
- No dobrze, chodźmy.
- Nie mogę.
- Czemu?
- Bo wtedy on wygra, Harry. [Przegrałem w grę ze Skwarą. Cholerny Malfoy.]
- Co?
- Nieważne.
Usłyszeli pisk Pansy. W tempie błyskawicznym zobaczyła Dracona [Jak rozumiem, cała powyższa rozmowa odbyła się telepatycznie i trwała jakieś ćwierć sekundy. Albo może to było takie tempo błyskawiczne, jak zupka błyskawiczna – trzy minuty. Albo może jak wojna błyskawiczna z 1939 – pół roku.] i pędziła w jego kierunku, a on nie mógł uciec. Inaczej by przegrał. Odepchnął ją od siebie. Ale ona go złapała i pociągnęła obok Hermiony w stronę PW ślizgonów. [Ślizgoni mają osobną Politechnikę Warszawską. Materiałoznawcze studia specjalistyczne: szlam i materiały ślizgie.] Hermiona zaśmiała się triumfalnie.
- No i, co?! Wymiękłeś! Mówiłam, że nie dasz rady, tleniony! Zwykły mops ci przeszkodził!
- Policzymy się, Granger! Zobaczysz, szlamo! [„Następnym razem na pewno cię dopadnę, Gadżet!”]
- Jasne, jasne!
Hermiona odwróciła się do przyjaciół i pociągnęła ich za sobą do PW. [Gryfoni także mają osobną Politechnikę. Międzywydziałowe specjalistyczne studia muzyczno-inżynierskie: projektowanie gryfów do gitar.] Ci szli za nią zdezorientowani. Kiedy usiedli na fotelach, Ron przemówił. [Gromkim głosem Ron przemówił tymi słowy.]
- CO to było, Hermi? [Tu kończy się epicka przemowa Rona.]
- Co?
- No, to Malfoyem. –powiedział Harry. [„To Malfoyem? A, tak nim rzuciłam. Potem go ciągło przez korytarz i tu mu całe cebulki powyrywało, z włosami.”]
- Kłóciliśmy się. Znowu. O głupstwo.
- Jak to Malfoy. –rzekł zielonooki.
- Jak to Hermi…-westchnął Ron i zarobił od Hermiony książką w głowę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz