wtorek, 20 grudnia 2011

Panser-Tortur

A oto i kolejny odcinek fanfika o Hermionie. Komentarze niebieskie są moje, natomiast czerwone - Kuby, który już wyostrzył się na tych fanfikach jak ruska żyletka (to nie jest ironia, ruskie żyletki były bardzo długo bardzo ostre). Dla wiernych czytelników, którzy wytrwają z tą grafomanią jeszcze przez jakiś czas, będzie nagroda w postaci punktu kulminacyjnego całej tej serii postów... Ale nie bądźmy jak da Vinci i nie wyprzedzajmy swojego czasu. Teraz skupmy się na tym, jak to Mops dał popalić Orzechowłosej, gdy w pobliżu nie było Tlenionego. Kurtyna!


Hermione & Draco story
--- czapter fiftin ---


- Granger, ty szlamo! Jak możesz podwalać się do mojego Dracusia?! [Właśnie zrozumiałem sens suspensu z poprzedniej części. Mogę już przejść ten zaległy zawał.]
- Chyba jesteś chora! –Orzechowłosa [I kasztanooka. Miała kasztany w miejscu oczu.] spojrzała na Pansy. Durny mops wyglądał jakby miał się zaraz popłakać.
- Jakbyś nie widziała, Parkinson to on się do mnie podwala, jeśli już. Albo raczej mnie denerwuje.
- Granger, ty szlamo! Zabieraj łapy od Dracusia! On nigdy by na ciebie nie spojrzał! – ślizgonka zrobiła się czerwona na twarzy. Wyjęła różdżkę z kieszeni, chciała rzucić Crucio. Gryfonka nawet tego nie zauważyła, ponieważ wróciła do książki. [Zawsze jest czas na książkę, nawet, jak przed tobą stoi rozwścieczony mops umiejący rzucać Zaklęcia Niewybaczalne.] Uśmiech ironii, który gościł na twarzy Draco, zbladł. Malfoy wstał i podszedł do Pansy.
- Nawet się nie waż! –Szepnął, ale tak, żeby brzmiało to złośliwie. [Taki tekst złośliwie? To chyba w odniesieniu do tego, że Pansy jest za gruba i nie powinna się ważyć, bo zepsuje wagę.]
- Niby, czemu? To szlama.
- Zostaw ją. Nawet nie próbuj jej skrzywdzić, bo pożałujesz. I nie pytaj. –Warknął Malfoy. Potem pociągnął Pansy i ruszył w stronę zamku.
- Papa, szlamo! [Jego papa też był szlamą? Cóż, w książce było jakoś inaczej.] –Krzyknął na „pożegnanie”, ale Hermiona nawet się nie spojrzała. [Bo to było takie ironiczne pożegnanie, a on naprawdę tylko stanął za rogiem.]
- Dobrze, że sobie poszedł. Wreszcie…-westchnęła i w końcu zatopiła się w lekturze.
- Hermi, Hermi! - Harry od pięciu minut machał gryfonce przed nosem. [Nawet nie chcę pytać, czym machał; brak dopełnienia w każdym razie poważnie mnie niepokoi.] Nic nie działało, cały czas czytała. Zatopiła się w świecie książki. [Czytała „Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi”.]
- Malfoy idzie! –Spróbował innej metody. Zadziałała. Hermiona podskoczyła i zaczęła się nerwowo rozglądać na boki.
- Gdzie? Nie widzę go Harry.
- Dałaś się nabrać!
- To nie było śmieszne. –Hermiona zrobiła urażoną minę i spojrzała na zielonookiego. Hermiona cieszyła się, że ma takiego przyjaciela. [Też bym chciał mieć takiego przyjaciela, który dla żartu straszy mnie moim najgorszym wrogiem.]
- No, nie obrażaj się. Próbowałem obudzić cię do życia. [Resustytacja Malfoyem.] Obiad będzie za chwilę. Idziesz?
- Tak, jasne.
Harry pomógł wstać gryfonce i razem wybrali się na obiad. Kiedy tylko zjedli, Hermiona poszła pomóc przyjaciołom w odrabianiu pracy domowej. Na całe szczęście, resztę dnia, aż do kolacji spędziła bez ślizgona.
Miona żywo rozmawiała z Harrym i Ronem. Szła na kolację, kiedy coś się jej przypomniało. [ZA DUŻO AKCJI GUBIĘ SIĘ] Musiała iść na chwilę oddać książki, które miała w torbie. [Wiedziałem, że można książkę wypożyczyć na chwilę, ale nie wiedziałem, że można ją oddać na chwilę.] Odłączyła się od przyjaciół i porasz trzeci tego dnia poszła w stronę biblioteki. [Porasz III, aktualny prezydent Zimbabwe.] No i niestety znowu spotkała tam ślizgona.
- Czy ty mnie śledzisz?
- Nie. Wiedziałem, że tu przyjdziesz, Granger.
- A po, co chciałeś mnie spotkać? [Rzut przecinkiem do celu autorce nie wyszedł. Miejsce za 10 punktów było pomiędzy „co” a „chciałeś”.]
- Bo muszę ci coś powiedzieć.
- Niby, co? Znalazłeś mózg? Gratuluje, możesz już iść.
- Uważaj na Parkinson, Granger. Ona chce ci coś zrobić. No, to tyle. Możesz iść i oddać swoje…SKARBY. [Hermiona nigdy nie odda swojego SSSKARBU, prawda, mój ssskarbie?]
Hermiona rozdziawiła usta i oddała książki. [Bo trzymała je w policzkach, jak chomik.] Kiedy wychodziła z biblioteki Draco jeszcze tam stał.
- Przykuli cię do muru, czy, co?
- Nie, czekałem na ciebie.
Hermiona się zakrztusiła. [Chyba zapomniała oddać jednej książki.] Po chwili wybuchła śmiechem.
- Co?
- To, co słyszałaś. Ja mówiłem poważnie. Parkinson chce ci zrobić krzywdę. Uważaj.
- A, co cię to obchodzi? Powinieneś się cieszyć, że taka szlama jak ja…zginie.
- Nie, nie cieszę się.
- A to, czemu?
- Bo będzie na mnie. [„Aj, aj, aj, powiedzą pani, że to przeze mnie szlama zginęła i nie dostanę bitej śmietany do truskawek!”]
Hermiona zrobiła minę w stylu „A niech ci już będzie” i ruszyła w stronę WS. Tuż przed wejściem. Malfoy poczekał chwilę i wszedł za gryfonką.
Po kolacji już nic się nie działo. Prócz tego, że Malfoy eskortował Hermionę do samych drzwi. [Akcja usamodzielniania zdań podrzędnych zakończona pełnym sukcesem, panie generale.] Prawie nikt tego nie widział, ale gryfonka czuła na sobie jego wzrok. [Prawie nikt nie widział eskortowania? Tego, że Hermiona czuła na sobie wzrok Malfoya? Wzroku Malfoya? Oto kolejna wielka tajemnica przyrody.]
Następnego dnia rano Hermiona obudziła się w świetnym humorze. Jednak, kiedy spostrzegła, że jest poniedziałek [„Dzisiaj słońce wstało zielone, a przedmioty spadają w górę. Musi być poniedziałek.”] opadła ponownie na poduszkę. Eliksiry. Po chwili do jej łóżka podeszła Lav. [„All you need is Lav”.]
- Hermiona, wstawaj! Wstań, bo się spóźnisz!
- Już wstaję… [Dlaczego autorka uznała za celowe pokazać nam ten pełen akcji i nowych informacji o fabule dialog? Tajemnice przyrody mnożą się na naszych oczach.]
Hermiona ubrała się szybko i wyszła na korytarz. Tam czekał na nią Malfoy. Zerknęła na niego.
- Mógłbyś za mną nie łazić.
- Nie, nie mógłbym. [„Nie mówię, że nie mógłbym za tobą nie łazić, ale nie.”]
- A to, czemu?
- Bo się nie przejęłaś tym, co powiedziałem. Nie wierzysz mi.
- Bo niby, czemu miałabym ci wierzyć?
- Mówię prawdę. Ale dopóki tego nie zrozumiesz, będę za tobą chodził –„I patrzył się na ciebie” pomyślał Draco. [Prawie tak dobre jak chodzenie ze sobą!]
- Rób, co chcesz, ale mi nie przeszkadzaj.
Draco nie odpowiedział. Hermiona poszła do lochów, a Malfoy w bezpiecznej odległości (żeby to nie wyglądało podejrzanie) ruszył za nią.
Do końca lekcji Malfoy łaził za gryfonką. Raz było go widać, raz nie. [W czapce-niewidce kończyły się baterie.][A raz było go trochę widać.] A o niczym niewiedząca Pansy szykowała się na dobra chwilę. Kiedy Hermiona (jak zawsze) szła do biblioteki po książki by odrobić pracę domową, Pansy szła za nią. Przy jednym z zakrętów wyskoczyła przed nos gryfonce. [Ciekawi mnie, jak można skutecznie wyskoczyć komuś przed nos przy zakręcie, jeśli idzie się ZA nim. Może po prostu Pansy ścięła ten zakręt – przez ścianę.]
- Spadaj stąd, Mopsie!
- Nie dostaniesz Dracusia! Nigdy!
- Ile razy mam to mówić, żeby ci się zakodowało w tym tępym łbie? [n = n + 1.] Ja go ni podrywam! [„A żebym tak zdrowa była, że go ni podrywam!”] Ja go nie chcę! Ja go nie kocham!
Pansy nie przejęła się słowami gryfonki. Spojrzała na nią spode łba i w błyskawicznym tempie zaatakowała ją. Gryfonka uderzyła o ścianę. Dotknęła bolącej głowy i zobaczyła na palcach krew.
- czemu akurat teraz cię nie ma? –Szepnęła do siebie. [Chwileczkę…] Miała rację. [W dodatku miała rację?] W tym momencie Draco jeszcze nie doszedł do gryfonki. [Znaczy, żeby to nie wydało się podejrzane, Malfoy musiał iść za Hermioną jakieś ćwierć kilometra.] Podniosła się z ziemi i wyciągnęła różdżkę. Pożałowała tego. Pansy rzuciła kolejne zaklęcie i fala bólu uderzyła gryfonkę jak piorun. Upadła na ziemię.
- Nigdy go nie dostaniesz, szlamo! Prędzej cię zabiję! A teraz przyznaj się, że go kochasz, ale że go już zostawisz! –Ból zelżał. Hermiona spojrzała z pogardą na ślizgonkę. Tak żałowała, że teraz nie ma tu nikogo. Jednak pomyślała, że się nie podda.
- Nie kocham Go! [„Chrześcijanie dla lwów!”]
- Kłamiesz! –Pansy ponownie rzuciła Crucio. Hermiona zacisnęła szczękę. PO jej twarzy spływały krople potu i krwi. Na ciele pojawiły się pojedyncze ranki. Ale ona siedziała na ziemi, zaciskała żeby i nie krzyczała. Nie podda się.
- Powiedz, że go kochasz i, że mi go ukradłaś!
- Nie kocham go! I go nie ukradłam!
- Nie kłam! Dlaczego cały czas o tobie mówi? Słyszałam jak się żalił Zabiniemu! [Tak, to logiczne – Malfoy się żalił, że Hermiona go odrzuca i z tego ma wynikać, że Hermiona go kocha. No cóż, za mopsem nie trafisz.]
- Co? –Hermi szepnęła sama do siebie, ale po chwili zalała ją kolejna fala bólu…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz