środa, 29 czerwca 2011

A bur tenskno bendzie grzmieć po wsze czasy

Czyli kolejna część dobrze nam znanego Hermione & Draco story (tytuł notki autorstwa Leny M. kopyrajt orajt). Niebieskie komentarze moje, pomarańczowe - Rima, znajomego z wydziału, a te słodkie pluszowe miękkie różowe to Leny M. właśnie. Oryginał - jak zwykle, tam, gdzie, niestety, chyba pozostanie już na zawsze.

Nie mam dzisiaj do powiedzenia nic innego; grałem w Diablo 2, a to wysysa z człowieka wszelkie ślady inteligencji. Nawet pisząc te słowa, mam mózg schowany do tapczanu i wykonuję jedynie stary, zakorzeniony somatyczny odruch palców latami przyzwyczajonych do klepania w konkretne kombinacje klawiszy na klawiaturze. Najgorsze, że wcale nie jestem blisko końca gry, bo za mną dopiero połowa pierwszego aktu. Obawiam się, że jak jeszcze trochę w to pogram, to WWF poweźmie jakieś kroki w sprawie nieludzkiego traktowania mojej myszy. I natenczas kung-fu-panda diablo mocno kopnie mnie w twarz.

--- Hermione & Draco story ---
czapter śiks


Draco zrezygnowal. Nie chcialo mu sie juz meczyc [Dlatego dla odmiany zaczął rżeć.]gryfonki, skoro ona nic nie robila. [Mamo, ta gryfonka nic nie robi! Może trzeba wymienić baterie?] Poszedl do lochow.

Hermiona sie zalamala.[Llama, llama, duck.] Nie poszla na lekcje. Ni odrobila lekcji. [A zając nu pagadi!] [Ni poszla, bo za mateczką Rosiją tęskno.]Na kolacji tez sie nie pojawila. Przyjaciele bardzo sie o nia marwili.[Narwhals, narwhals!] Probowali z nia porozmawiac, ale ona nie chciala. [O ile pamiętam, chłopcy nie mogli wejść do dormitorium dziewcząt, więc najwyraźniej przyjaciele próbowali drzeć się do Hermiony megafonem przez pół wieży Gryffindoru. "Jesteś otoczona. Załamka nie ma sensu. Poddaj się i wyjdź stamtąd."] [Pamiętajmy, że była to zalamka czyli mała lama.]Milczala i plakala. Przestala pisac w pamietniku. Nie miala juz checi ani sil. W koncu, wieczorem ruszyla sie z lozka. Zalozyla bluze i wyszla na blonia. Usiadla nad brzegiem jeziora i spojrzala na swoje odbicie w lustrze. [Zawsze noszę ze sobą lustro. Znajduje się w plecaku, zaraz obok komody.][To na pewno od czasu tego bazyliszka.]
- Boze...Jak ja wygladam?-powiedziala sama do siebie. [Autodeifikacja. "Boże", powiedziała sama do siebie.]
- Jak szlama! Czyli beznadziejnie.-ten okrutny smiech.
- Malfoy...Odwal sie! daj mi spokoj!
Podszedl do niej. Szarpnal jej twarza, [Nowy cios karate: szarpnięcie twarzą.] by odwrocic ja do siebie.Nic nie zrobila. Ale zabolalo. [Zapewne zabolało go to, że nic nie zrobiła.]
- Przestan! Zostaw mnie!
- Ani mi sie sni! Nudzi mi sie...
- Juz ci mowilam. mam gdzies czy sie nudzic, czy nie. [A, nie wiem, czy mam się nudzić, czy nie. Mam to gdzieś.] Zostaw mnie!
Spojrzal jej w oczy. jego ironiczny usmiech, znikl. Przestraszyl sie. [Ironiczny uśmiech przestraszył się i znikł.] W jej oczach nie bylo juz wesolych iskierek. [Pewnie – bo do tej pory za każdym razem, kiedy Hermiona patrzyła na Malfoya, w jej oczach błyskały wesołe iskierki. Błyskały, kiedy ją znieważał. Błyskały, kiedy ją bił. Błyskały, kiedy szarpnął jej twarzą.] Tylko...pustka.[I... kurwiki.] Odsunal sie od niej.
- Durna szlama!
Odszedl. Hermiona nie wiedziala, dlaczego. [To ma coś wspólnego z tarciem statycznym dolnej powierzchni obuwia o podłoże.] Nic jej to nie obchodzilo.
Wrocila do dormitorium.
Przez pare dni do nikogo sie nie odzywala. Pewnego ranka, przy sniadaniu mala sowka podleciala do niej i wreczyla jej list. [Chciałbym zobaczyć, jak sowa WRĘCZA cokolwiek.] {Pozanala ja. Bya to sowa jej rodzicow, ktorzy kupili ja po to, aby moc sie kontaktowac [Pokłócili się i kupili sobie sowę, żeby móc się kontaktować.]). Otworzyla list.

Droga coreczko!
Mam dla ciebie straszna wiadomosc!
Niestety, ale...twoj ojciec. [Twój ojciec jest najgorszą ze wszystkich strasznych wiadomości.]
On [No, jak ojciec, to raczej nie ona.]...gdzies zaginal. [Wiwat suspęsowe trzykropki w liście.] Nie wiem, co sie z nim dzieje. Policja go szuka, ale
bez skutkow. [Ale nie bez przyczynów.] Jeszcze nic nie wiadomo, ale
przygotuj sie, ze moze...Juz nigdy go nie spotkasz.
Nie przejmuj sie na razie...[Pewnie, bądź wesoła i radosna – twój ojciec może nie żyje. Don't worry, BHP!] chcialam zebys wiedziala.
Mama.

-Hermi? Hermi? -pytal Harry. [Nie ma to jak konkretne pytanie.]

Hermiona zedlala. Harry blyskawicznie zerwal sie z krzesla i wraz z Ronem zaniosl przyjaciolke do SS. Popatrzyli na list. Juz wiedzieli, co sie stalo [Czerwoni obronili Stalingrad!] [Nie musieli nawet tego listu czytać, wystarczyło, że popatrzyli.]
- No wiesz, byla jakas taka nie w sosie. [Może była w panierce?] [Tak, parodniowa załamka, nieodzywanie się do nikogo i utrata przytomności to zdecydowanie objawy zwykłego "bycia nie w sosie".]
Pani Ponfrey wypuscila ja dopiero po tygodniu. Mowila, ze musi zebrac sily. [Wypuściła ją po tygodniu, a teraz zbiera siły, żeby znowu ją złapać.] Kiedy Hermiona wstala pomyslala, ze moze lepiej jak ona tez zniknie? Bezceremonialnie ruszyla w strone Zakazanego Lasu. [Wyraz "bezceremonialnie" zwycięża dzisiejszy konkurs pt. "Słowo najbardziej bezsensowne w swoim kontekście".] Zostawila tylko wiadomosc dla Harrego i Rona. Ze chce odejsc. I, ze zatopi sie w naturze i umrze. [Może jeszcze polata na chmurze jak Kordian?] Odeszla. Albo nie...Pobiegla do lasu... [Odeszła. Albo nie... Pobiegła. Albo dobra, odeszła, napiszę tak. Będzie bardziej bezceremonialnie.][Chciała zmienić zdanie, ale zmieniła zdanie]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz