wtorek, 20 listopada 2012

Hello, tyłek, my old friend

Dawno już nie dodawałem żadnego fanfika, bo i też łatwość, z jaką nabijało się z kolejnych fragmentów, wyraźnie zmalała. Ale skoro i tak już nie śpię, stwierdziłem, że jeszcze godzina zarwanej nocy to niewielka różnica. Proszę zatem o uwagę, gdyż w tym odcinku dowiemy się między innymi, kim jest prawdziwy przyjaciel Dracona Malfoya.

Oryginał. We wstępie autorka sama przyznała, że "nowa nota jest beznadziejna"; to zabawne, bo ja uważam, że to był akurat jeden z mniej schrzanionych przez nią wpisów. Ne znaczy to, że był jakoś szczególnie dobry - pomiędzy "nie schrzaniony", a "dobry" jest jeszcze jakieś siedemnaście stopni kiepskiej literatury - ale było mi jeszcze trudniej niż zwykle znaleźć niedociągnięcia.

Tekst bez poprawek:
Malfoy obudził się cały zlany potem. Ten sen…Był tak realny, tak wstrząsający. Draco czuł jeszcze zapach zgnilizny z korytarza, którym podążał. Widział przenikliwy chłód bijący z oczu czarnego pana. Odwrócił się gwałtownie. Zerknął na wygniecione miejsce obok siebie. Nie było jej…Nie było Hermiony.
-Tylko nie to…
Oblała go fala strachu. Bal się o nią, bal się, że sen może stać się prawdą. Zerwał się z łóżka i pobiegł do kuchni…Nie znalazł orzechowłosej. Do salonu…Też nie. Zaczęła go ogarniać coraz większa panika. Ani śladu Hermiony. A, co jeśli ten sen…Jeśli naprawdę był rzeczywistością?
- Nie…-szepnął.
Pobiegł do łazienki…Tam też jej nie było. Draco zrobił się cały blady. Nigdy się tak nie czuł. Strach, troska i ból…Wszystko naraz.
Był już bliski płaczu, kiedy przypomniał sobie o bibliotece. Z drżącym sercem wszedł do ciemnego pokoiku. Paliło się zaledwie kilka świec, lecz Draco zauważył ślady czyjejś obecności. Paru książek nie było na półkach, czyli ktoś tu był. Nagle ożyła w nim nadzieja, ale jeśli to Voldemort?
Szedł dalej. Za ostatnim regałem, kiedy kilka łez płynęło po jego twarzy…zobaczył ją. Spała z głową na jakieś książce. Brązowe loki opadały jej na ramiona, z ust wylatywała para. Podszedł do niej i objął czule. Tak bardzo się o nią bał…
- Widocznie jestem już przewrażliwiony. Za dużo czytam…
- To ty umiesz czytać? –dziewczyna otworzyła powieki i zerknęła na Dracona. Zaśmiała się.
- Tak, dla ciebie się nauczyłem. Żeby nie być takim głupkiem jak tamten krukon.
Uśmiechnął się promiennie.
- Co się stało? Słyszałam jak trzaskasz drzwiami i buszujesz po całym domu.
- Ja…Miałem sen. I w nim…Voldemort –dziewczyna zadrżała na dźwięk tego nazwiska- zabił moją matkę i…ciebie. A kiedy nie zobaczyłem cię w łóżku przestraszyłem się, że to może była prawda…-Pogłaskał ją po czole.
- Hmm…Czyli wielki pan Malfoy bał się o małą szlamkę?
- Nie mów tak. Nie jesteś szlamą.
- A kim jestem?
- Granger.
Podał jej rękę. Wstała i razem poszli do kuchni. Hermiona poszła do lodówki, Malfoy za nią.
- Draco, ja nie zginę…przestań za mną chodzić. Usiądź wreszcie.
Zmarnowany chłopak opadł na kanapę. Był jeszcze rozdygotany, ale szczęśliwy, że Hermionie jednak nic się nie stało. Jednak, co oznaczał sen? Czy był przepowiednią? Czy może ostrzeżeniem, które wysłał mu sam Lord Voldemort?
Harry szedł zrezygnowany w stronę Sali od transmutacji. Na śniadaniu nie było Hermiony, nie powiedział jej, że się nie obraża, nie powiedział jej nic, bo nie zdążył. Ron od rana czegoś się czepiał. Ciągle wyzywał Hermionę albo jego. Potter spoczął na krześle. Po chwili zobaczył roześmianą orzechowłosa piękność a tuż obok niej blondyna ze szczerym…uśmiechem. „Wybraniec” westchnął. Jeszcze raz spojrzał na szczęśliwą dziewczynę i zagłębił się w notatkach.
Gryfonka o czekoladowych oczach trzymana za rękę przez przystojnego blondyna spojrzała w prawo. Nagle zauważyła czarnowłosego chłopaka. Jej twarz zmieniła wyraz.
- Harry…Zapomniałam o Harrym…
- Herm? –Szepnął Dracze i wzmocnił uścisk. – Co cię dręczy?
- Nic… - Malfoy podążył za spojrzeniem Gryfonki. Zobaczył zamyślonego „Wybrańca”.
- Potter. Znowu on? Czemu się nim tak dręczysz?? Przecież on jest głupi.
- Nie pytałam cię o zdanie –Hermiona wyrwała rękę – oficjalnie to jestem z nim i nawet mu nie powiedziałam, że wracam do ciebie. To mnie dręczy! –syknęła orzechowłosa.
- No, nie wkurzaj się tak, to głupie…Powiedz mu, że jesteś ze mną i już, to nie jest trudne.
- Tyle, że ja nie chcę stracić przyjaciela, wiesz. Nie to, co ty.
- Ja to?
- Ciebie nikt nie obchodzi! Tylko twój własny tyłek.
- Herm, proszę…-odgarnął jej kosmyk włosów z czoła i spojrzał na nią czułym wzrokiem. Zmiękła. Zwiesiła bezwładnie głowę i jeszcze raz popatrzyła na Harrego. Postanowiła, że napisze mu tu i teraz, co naprawdę do niego czuje…przyjaźń.
Blondyn przysunął do siebie gryfonkę.

Hermione & Draco story
--- czapter sewen-ęd-tłęty ---



Malfoy obudził się cały zlany potem. Ten sen…Był tak realny, tak wstrząsający. Draco czuł jeszcze zapach zgnilizny z korytarza, którym podążał. Widział przenikliwy chłód bijący z oczu czarnego pana. [Ewolucja wykształciła najwyraźniej u Murzynów system chłodzenia oczami.] Odwrócił się gwałtownie. Zerknął na wygniecione miejsce obok siebie. Nie było jej…Nie było Hermiony.
-Tylko nie to…
Oblała go fala strachu. Bal się o nią, bal się, że sen może stać się prawdą. Zerwał się z łóżka i pobiegł do kuchni…Nie znalazł orzechowłosej. [Może po prostu zgoliła orzechy na głowie i jej nie poznał.] Do salonu…Też nie. Zaczęła go ogarniać coraz większa panika. Ani śladu Hermiony. A, co jeśli ten sen…Jeśli naprawdę był rzeczywistością?
- Nie…-szepnął.
Pobiegł do łazienki…Tam też jej nie było. [Pobiegł do łazienki, ale w łazience nie było łazienki.] Draco zrobił się cały blady. Nigdy się tak nie czuł. Strach, troska i ból…Wszystko naraz.
Był już bliski płaczu, kiedy przypomniał sobie o bibliotece. Z drżącym sercem wszedł do ciemnego pokoiku. [Jak dobrze pamiętam, to było tam tysiące książek, więc albo to wszystko były aneksy do ustawy o zapobieganiu rozjeżdżaniu jeży na drodze, albo to nie był taki znowu mały pokoik.] Paliło się zaledwie kilka świec, lecz Draco zauważył ślady czyjejś obecności. Paru książek nie było na półkach, [Cóż za spostrzegawczość w obliczu paniki, z tysięcy książek wyłowić kilka, których brakuje. Malfoy zapewne wykonałby robotę Kopciuszka z zawiązanymi rękami.] czyli ktoś tu był. Nagle ożyła w nim nadzieja, ale jeśli to Voldemort? [We wszystkich innych bibliotekach karta czytelnika Voldemorta straciła ważność.]
Szedł dalej. Za ostatnim regałem, kiedy kilka łez płynęło po jego twarzy…zobaczył ją. Spała z głową na jakieś książce. Brązowe loki opadały jej na ramiona, z ust wylatywała para. [A żar z rozgrzanego jej buchał brzucha.] Podszedł do niej i objął czule. Tak bardzo się o nią bał…
- Widocznie jestem już przewrażliwiony. Za dużo czytam…
- To ty umiesz czytać? –dziewczyna otworzyła powieki [Pamiętajcie, obywatele: Otwarcie powiek pierwszym krokiem do skutecznego otwarcia oczu.] i zerknęła na Dracona. Zaśmiała się.
- Tak, dla ciebie się nauczyłem. Żeby nie być takim głupkiem jak tamten krukon. [To akurat nie jest specjalnie trudne.]
Uśmiechnął się promiennie.
- Co się stało? Słyszałam jak trzaskasz drzwiami i buszujesz po całym domu. [„Buszujący w odrzwiach”.]
- Ja…Miałem sen. I w nim…Voldemort –dziewczyna zadrżała na dźwięk tego nazwiska- zabił moją matkę i…ciebie. A kiedy nie zobaczyłem cię w łóżku przestraszyłem się, że to może była prawda…-Pogłaskał ją po czole.
- Hmm…Czyli wielki pan Malfoy bał się o małą szlamkę? [Ciekawe, ile lat ma Hermiona. Siedem? A nie, czekaj, siedemnaście...]
- Nie mów tak. Nie jesteś szlamą.
- A kim jestem?
- Granger.
Podał jej rękę. Wstała i razem poszli do kuchni. Hermiona poszła do lodówki, Malfoy za nią. [Że też się oboje zmieścili w tej lodówce.]
- Draco, ja nie zginę…przestań za mną chodzić. Usiądź wreszcie.
Zmarnowany chłopak opadł na kanapę. Był jeszcze rozdygotany, ale szczęśliwy, że Hermionie jednak nic się nie stało. Jednak, co oznaczał sen? Czy był przepowiednią? Czy może ostrzeżeniem, które wysłał mu sam Lord Voldemort? [Dowiecie się w następnym fascynującym wydaniu „Szlam i nawozów do rybek”.]
Harry szedł zrezygnowany w stronę Sali od transmutacji. Na śniadaniu nie było Hermiony, nie powiedział jej, że się nie obraża, nie powiedział jej nic, bo nie zdążył. Ron od rana czegoś się czepiał. Ciągle wyzywał Hermionę albo jego. Potter spoczął na krześle. [To doniosłe wydarzenie zostało zapisane złotymi zgłoskami w „Historii Hogwartu”.] Po chwili zobaczył roześmianą orzechowłosa piękność [Jakoś „dziewczyna o perłowych włosach” bardziej do mnie przemawia niż baba z orzechami na łbie.] a tuż obok niej blondyna ze szczerym…uśmiechem. [SÓSPĘS] „Wybraniec” westchnął. Jeszcze raz spojrzał na szczęśliwą dziewczynę i zagłębił się w notatkach.
Gryfonka o czekoladowych oczach trzymana za rękę przez przystojnego blondyna spojrzała w prawo. [Wówczas Achilles waleczny, któremu równego herosa próżno było w całej Achai szukać, zwarty w śmiertelnym boju z równie przesławnym Hektorem, pierworodnym synem wiecznego Ilionu, pociągnął nosem.] Nagle zauważyła czarnowłosego chłopaka. [Na wszelki wypadek autorka nie używa już imion bohaterów, a tylko kryptonimów: „Orzechowłosa piękność”, „Przystojny blondyn” i „Czarnowłosy chłopak”. Voldemort będzie miał problem z tą konspiracją, bo zawsze można wymyślić kolejny synonim wyrazu „Hermiona”.] Jej twarz zmieniła wyraz.
- Harry…Zapomniałam o Harrym…
- Herm? –Szepnął Dracze i wzmocnił uścisk. – Co cię dręczy?
- Nic… - Malfoy podążył za spojrzeniem Gryfonki. Zobaczył zamyślonego „Wybrańca”. [Gdy ten właśnie skakał do Matriksa rozwalić agentów, a potem wrzucić Pierścień Władzy do Szczeliny Przeznaczenia.]
- Potter. Znowu on? Czemu się nim tak dręczysz?? Przecież on jest głupi. [Czwarte Zaklęcie Niewybaczalne, argument, przed którym nie ma obrony – „Jesteś głupi”.]
- Nie pytałam cię o zdanie –Hermiona wyrwała rękę – oficjalnie to jestem z nim i nawet mu nie powiedziałam, że wracam do ciebie. [Coś mi się wydaje, że być może dał radę już zauważyć.] To mnie dręczy! –syknęła orzechowłosa.
- No, nie wkurzaj się tak, to głupie… [Malfoy się zrobił taki mały kontestator. Wszystko jest dla niego głupie.] Powiedz mu, że jesteś ze mną i już, to nie jest trudne.
- Tyle, że ja nie chcę stracić przyjaciela, wiesz. Nie to, co ty.
- Ja to?
- Ciebie nikt nie obchodzi! Tylko twój własny tyłek. [Moim jedynym przyjacielem jest mój tyłek. Często rozmawiamy o życiu.]
- Herm, proszę…-odgarnął jej kosmyk włosów z czoła i spojrzał na nią czułym wzrokiem. Zmiękła. Zwiesiła bezwładnie głowę i jeszcze raz popatrzyła na Harrego. [Pętał się jej akurat pod nogami, więc mogła na niego spojrzeć, zwiesiwszy głowę.] Postanowiła, że napisze mu tu i teraz, co naprawdę do niego czuje…przyjaźń.
Blondyn przysunął do siebie gryfonkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz