wtorek, 21 stycznia 2014

Antynomenklatura

Najwyższy czas na nowy rozdział. Kiedy nawet mnie już brakuje nabijania się z kiepskiej literatury, to znak, że trzeba zaktualizować "Literackie majstersztyki". Dzisiejszy wpis ma tytuł "Antynomenklatura", ponieważ jednym z bardziej widocznych "problemów" autorki w tej notce była nadmierna niechęć do używania prawdziwych imion bohaterów. Z jakiego powodu? Nie mam pojęcia; może autorka uznaje, że - zgodnie z prastarą tradycją - nie należy nikomu zdradzać swojego prawdziwego imienia, bo imię daję władzę nad człowiekiem, i zastosowała tę samą zasadę do swojej literatury. A może po prostu skichał się jej styl.

Oryginał. Zaiste, ten rozdział, jak każdy inny, to prawdziwy oryginał.

Tekst bez komentarzy:
Biegli korytarzem. Kilkoro zaspanych uczniów patrzyło się na nich tępo i szło dalej. Hermiona ciągnęła za sobą zdezorientowanego blondyna, pędząc jak rakieta. Kiedy tylko dotarli przed gabinet dyrektora Hermiona zaczęła mruczeć pod nosem słodycze z Miodowego Królestwa. Malfoy stał tak i patrzył na dziewczynę. Zaburczało mu w brzuchu.
- Wiesz… Przez ciebie miałbym ochotę zjeść Liona…
- Lion? Skąd to znasz? Przecież to mugolski…- wejście do gabinetu Dumbledora stanęło otworem. Hermiona zrobiła zdziwiona minę i wzruszyła ramionami. Dziwne, że dyrektor wymyślił takie hasło.
Weszli do środka. Zobaczyli Tiarę przydziału i portrety starych dyrektorów szkoły. Za biurkiem siedział profesor Dumbledor pokrążony w lekturze.
- Witam. Macie jakiś kłopot czy przyszliście na herbatkę ze starym dyrektorem?
Starzec uśmiechnął się ciepło i zerknął na swoich uczniów.
- Bo widzi pan… Draco ma pewien problem. Ze snami.
Hermiona opowiedziała o snach Draco, gdyż on sam nie mógł wydusić z siebie słowa. Nie lubił Dumbledora, a on chciał mu pomóc. To go zadziwiło. No i było mu wstyd. Dlatego się nie odzywał. Kiedy dziewczyna skończyła opowiadać, dyrektor mruknął cos do siebie i odchrząknął.
- Cóż, rzeczywiście mamy dość duży problem. Ale…pan Malfoy chyba zna zasady oklumencji?
- Tak, panie profesorze.
- Hmm… W takim razie musimy zastosować coś innego. Zastanowię się, co. A teraz, proszę Hermiono, uważaj na siebie. Draco, pilnuj jej.
Dumbledor puścił oko do Malfoya, po czym chłopak się uśmiechnął. Potem wraz z Hermioną poszli na lekcje. Nie pamiętając już o córce Czarnego Pana.

Czarnowłosa dziewczyna siedziała w ławce nudząc się niemiłosiernie. Już dawno znała wszystkie te zaklęcia i historię… Wszystko, co się dało. Miała już powyżej uszu tych nudnych lekcji. Jednak na początku lekcji transmutacji spotkała ja miła niespodzianka. Do Sali weszli Draco i Hermiona. Czyli miała trochę czasu na poszpiegowanie ich. Wszyscy chłopcy byli w niej zakochani, więc jednak jakieś zajęcie miała… Jednak, kiedy jest się po trochu wilą… To robi się to nudne. Patrzyła na Dracona, kiedy po prostu… zasnęła. Obudził ją groźny warkot profesor McGonagal.
- Panno Rassel ( zmieniła nazwisko).
- Tak, pani profesor?
- Szlaban.

Hermiona całkowicie zapomniała o swojej ciotecznej siostrze, więc była dość szczęśliwa. Usiadła na swoim miejscu w WS i spojrzała na dyrektora, gdyż jeszcze nie pojawiło się jedzenie. Albus Dumbledor wstał.
- Moi drodzy! Przepraszam was za to opóźnienie obiadu, wiem, że jesteście głodni… Ale muszę wam kogoś przedstawić! Oto nasza nowa uczennica, panna Violet Rassel!
Chociaż dziewczyna zatrzymywała swoje uroki wili, wszyscy chłopcy z domu węża odsuwali się, aby dać jej miejsce. No, wszyscy prócz Draco. Ale ona usiadła właśnie obok niego. Jednak chłopak nawet tego nie zauważył. Był całkowicie obojętny i już uodporniony na dziewczynę(no dzięki Herm). Violet nie zraziła się tym i nadal pokazywała rząd swych wściekle białych zębów.

-Hmm…Ładna ta nowa. Szkoda, że w Slitherinie…-rozmarzył się rudowłosy. Hermiona zdusiła w sobie krzyk złości, warknęła tylko cicho i wstała.
- Na razie Harry!
- Pa, Hermi! Powiem Draconowi, że idziesz do biblioteki, dobrze?
Dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało i ruszyła w stronę właśnie tego miejsca.
- A jej, co?
- Nic – Rzekł cicho Harry i zajął się swoim talerzem.

Brązowowłosa piękność wyszła z Sali. Blondyn to zauważył, więc podniósł się i podszedł do stołu Gryfonów. Zdziwione twarze zwróciły się w jego stronę kiedy podszedł do Harrego i Rona. Nie zdążył zadać pytania, kiedy Harry już otworzył usta.
- Poszła do biblioteki. Chciała być sama, ale ty…raczej się nie obrazi.
- Dzięki Potter.
Malfoy wyszedł odprowadzony wzrokiem innych i kasłaniem dławiącego się Rona.
Szedł korytarzem nie spiesząc się wcale. Wiedział, że skoro Hermiona poszła do biblioteki będzie tam siedzieć jeszcze z dwie godziny. Wszedł do biblioteki. Kiwnął głową paru osobom na przywitanie. Zaczął poruszać głową w poszukiwaniu swojej miłości. Znalazł ją. Siedziała samotnie na końcu biblioteki zaczytana w kolejnej zwanej przez nią „lekkiej” lekturze. Draco uśmiechnął się pod nosem i ruszył w stronę dziewczyny.
Położył jej dłoń na ramieniu.
- Kochanie, co się stało?
Dziewczyna wstała i zarzuciła mu ręce na szyi. Po jej policzku spłynęła jedna, samotna kryształowa łza.

Hermione & Draco story
--- czapter łan-ęd-ferty ---


Biegli korytarzem. [Rozpoczęcie w środku akcji, krótkie zdania… Dynamizm! Akcja!] Kilkoro zaspanych uczniów patrzyło się na nich tępo i szło dalej. [Dynamizm! Akcja!… Zaspani uczniowie… tępo idą dalej.] Hermiona ciągnęła za sobą zdezorientowanego blondyna, pędząc jak rakieta. [Obraz Hermiony pędzącej z ogniem wylatującym jej z tyłka nie opuszcza mojej głowy i wciąż ściera się w niej z dramatyzmem i napięciem narracji.] Kiedy tylko dotarli przed gabinet dyrektora Hermiona zaczęła mruczeć pod nosem słodycze z Miodowego Królestwa. [Najpierw wymruczała czekoladową żabę: „Rrribit”, potem wybuchające cukierki: „Buuum!” – bez efektu. Dopiero na końcu zorientowała się, że powinna mruczeć nazwy słodyczy.] Malfoy stał tak i patrzył na dziewczynę. Zaburczało mu w brzuchu.
- Wiesz… Przez ciebie miałbym ochotę zjeść Liona… [Sponsorem dzisiejszego odcinka jest firma Nestlé.]
- Lion? [Fanfik zawiera lionowanie produktu.] Skąd to znasz? Przecież to mugolski…- wejście do gabinetu Dumbledora stanęło otworem. Hermiona zrobiła zdziwiona minę i wzruszyła ramionami. Dziwne, że dyrektor wymyślił takie hasło. [Według zasady strzelby Czechowa, ten fakt musi mieć jakieś znaczenie w przyszłości, ale autorka prawdopodobnie nie wie, którym końcem strzelby celuje się w czytelnika…]
Weszli do środka. Zobaczyli Tiarę przydziału i portrety starych dyrektorów szkoły. Za biurkiem siedział profesor Dumbledor pokrążony w lekturze. [„Pokrążony”? A, wiem - to ta faza czytania książki, kiedy krążysz po pokoju i zastanawiasz się, co przeczytać.]
- Witam. Macie jakiś kłopot czy przyszliście na herbatkę ze starym dyrektorem? [Tylko na herbatkę - właśnie po to przez pół godziny zgadywaliśmy hasło.]
Starzec uśmiechnął się ciepło i zerknął na swoich uczniów. [Poprzednio mówił, patrząc na ścianę.]
- Bo widzi pan… Draco ma pewien problem. Ze snami.
Hermiona opowiedziała o snach Draco, gdyż on sam nie mógł wydusić z siebie słowa. Nie lubił Dumbledora, a on chciał mu pomóc. To go zadziwiło. No i było mu wstyd. Dlatego się nie odzywał. [On go nie lubił, ale on chciał mu pomóc, więc on był zadziwiony, on był zawstydzony i on się nie odzywał. To jak jedna wielka impreza zaimków, a w dodatku nikt nie wie, kto z kim przyszedł!] Kiedy dziewczyna skończyła opowiadać, dyrektor mruknął cos do siebie [- Przyprostokątna przyległa przez przeciwprostokątną - mruknął Dumbledore.] i odchrząknął.
- Cóż, rzeczywiście mamy dość duży problem. Ale…pan Malfoy chyba zna zasady oklumencji?
- Tak, panie profesorze.
- Hmm… W takim razie musimy zastosować coś innego. Zastanowię się, co. A teraz, proszę Hermiono, uważaj na siebie. Draco, pilnuj jej. [Dumbeldor się nieobyczajnie spoufala! Szybki brudzio ze starym dyrem!]
Dumbledor puścił oko do Malfoya, po czym chłopak się uśmiechnął. Potem wraz z Hermioną poszli na lekcje. Nie pamiętając już o córce Czarnego Pana. [Można osiągnąć naprawdę ciekawy efekt narracyjny. Używając samodzielnych zdań podrzędnych.]

Czarnowłosa dziewczyna [Ach, Cyganeczka, Janeczka, Janecz… A nie, to pewnie ta córka Voldemorta. Autorka ma niezdrową paranoję na punkcie unikania powtórzeń – napisała „czarnowłosa dziewczyna”, żeby nie powtarzać imienia Violet… wymienionego ostatnio dwie notki temu.] siedziała w ławce nudząc się niemiłosiernie. Już dawno znała wszystkie te zaklęcia i historię… Wszystko, co się dało. Miała już powyżej uszu tych nudnych lekcji. Jednak na początku lekcji transmutacji spotkała ja miła niespodzianka. Do Sali weszli Draco i Hermiona. [Zaiste – fakt, że Hermiona przyszła na lekcje, jest nieprzewidywalnym zwrotem akcji.] Czyli miała trochę czasu na poszpiegowanie ich. [Samodzielne zdania podrzędne pozdrawiają.] Wszyscy chłopcy byli w niej zakochani, więc jednak jakieś zajęcie miała… Jednak, kiedy jest się po trochu wilą… To robi się to nudne. Patrzyła na Dracona, kiedy po prostu… zasnęła. [Niespodzianka! Ekscytacja! Szpiegowanie Malfoya i Herm… chrrrr…] Obudził ją groźny warkot profesor McGonagal. [Bardzo trudno mi jest orzec, czy profesor McGonagal to motor, czy piła mechaniczna.]
- Panno Rassel ( zmieniła nazwisko). [Lady Rassel Zmieniła-Nazwisko: z domu Zmieniła, po mężu ma Nazwisko.]
- Tak, pani profesor?
- Szlaban.

Hermiona całkowicie zapomniała o swojej ciotecznej siostrze, więc była dość szczęśliwa. Usiadła na swoim miejscu w WS [NBJNWTDA. Nie Będę Już Nawet Wytykał Tych Durnych Akronimów.] i spojrzała na dyrektora, gdyż jeszcze nie pojawiło się jedzenie. [Nie ma obiadu? Zjedzmy dyrektora.] Albus Dumbledor wstał.
- Moi drodzy! Przepraszam was za to opóźnienie obiadu, wiem, że jesteście głodni… Ale muszę wam kogoś przedstawić! Oto nasza nowa uczennica, panna Violet Rassel!
Chociaż dziewczyna zatrzymywała swoje uroki wili, wszyscy chłopcy z domu węża [Dom węża? W takim razie proponuję nazwać Hufflepuff „nora borsuka”.] odsuwali się, aby dać jej miejsce. No, wszyscy prócz Draco. [Narrator klonuje się w zastraszającym tempie, a kolejne klony wzajemnie wchrzaniają się sobie w narrację. Efekt jest taki, że może należało poprzestać na owieczce Dolly.] Ale ona usiadła właśnie obok niego. Jednak chłopak nawet tego nie zauważył. Był całkowicie obojętny i już uodporniony na dziewczynę(no dzięki Herm). [I przy okazji nie zauważył całego zamieszania, bo był już całkowicie otępiały (no dzięki Herm, naprawdę, wielkie dzięki).] Violet nie zraziła się tym i nadal pokazywała rząd swych wściekle białych zębów. [Może wściekły błysk zwróci uwagę Malfoya.]

-Hmm…Ładna ta nowa. Szkoda, że w Slitherinie…-rozmarzył się rudowłosy. [Rudowłosy kto? Jamnik? Rudy 102? Autorka zdążyła chyba zapomnieć, że ludzie mają – oprócz wściekle białych zębów – imiona.] Hermiona zdusiła w sobie krzyk złości, warknęła tylko cicho i wstała.
- Na razie Harry!
- Pa, Hermi! Powiem Draconowi, że idziesz do biblioteki, dobrze?
Dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało i ruszyła w stronę właśnie tego miejsca.
- A jej, co? [No, a jej. Nawet bardziej a jej niż zwykle. ]
- Nic – Rzekł cicho Harry i zajął się swoim talerzem.

Brązowowłosa piękność wyszła z Sali. [Konkurs pod tytułem „Wymyśl synonim imienia Hermiona i wstaw go bez sensu na początek akapitu” dobiega końca. Zgłoszenia przyjmujemy jeszcze tylko do jutra!] Blondyn to zauważył, więc podniósł się [„Podniósł się”. Bo czasem „wstał” to za mało.] i podszedł do stołu Gryfonów. Zdziwione twarze zwróciły się w jego stronę kiedy podszedł do Harrego i Rona. [Za każdym razem, kiedy autorka maluje taki obraz setek zdziwionych twarzy Gryfonów, wyobrażam sobie taką wielką grzędę identycznych słoneczników obracających się za złotosłońcą fryzurą Malfoya. Rzecz jasna, nie pomaga mi to wczuć się w klimat narracji, kiedy śmieję się w kułak z takiej kretyńskiej sceny.] Nie zdążył zadać pytania, kiedy Harry już otworzył usta.
- Poszła do biblioteki. Chciała być sama, ale ty…raczej się nie obrazi.
- Dzięki Potter.
Malfoy wyszedł odprowadzony wzrokiem innych i kasłaniem dławiącego się Rona.
Szedł korytarzem nie spiesząc się wcale. [W dzisiejszym kąciku poezji:
Szedł korytarzem nie spiesząc się wcale
Jasną czupryną złote robiąc fale
Mionę wśród książek pragnąc znaleźć, ale --
Trzeba ten fanfik już pociągnąć dalej.]

Wiedział, że skoro Hermiona poszła do biblioteki będzie tam siedzieć jeszcze z dwie godziny. Wszedł do biblioteki. [Najwyraźniej ta sama fobia, która dwa przypadki wystąpienia imienia postaci każe autorce rozdzielać co najmniej siedemnastoma akapitami, nie dotyczy takich słów jak „biblioteka”.] Kiwnął głową paru osobom na przywitanie. [Zamknijcie teraz oczy na kilka sekund, oczyśćcie umysły, otwórzcie oczy i przeczytajcie następne zdanie.] Zaczął poruszać głową w poszukiwaniu swojej miłości. [Absolutnie nic, co mógłbym tu powiedzieć, nie nabija się z tego zdania tak doskonale, jak czyni to ono samo.] Znalazł ją. Siedziała samotnie na końcu biblioteki zaczytana w kolejnej zwanej przez nią „lekkiej” lekturze. Draco uśmiechnął się pod nosem i ruszył w stronę dziewczyny.
Położył jej dłoń na ramieniu.
- Kochanie, co się stało?
Dziewczyna wstała i zarzuciła mu ręce na szyi. [Ręce na tułowiu miała zajęte książką, więc zarzuciła mu na szyję ręce na szyi.] Po jej policzku spłynęła jedna, samotna kryształowa łza. [Musiało być bolesne, kiedy wydostawała się z oka.]

2 komentarze:

  1. Sprawdziłam - nieco ponad rok Ci się zeszło z nową notką ;P

    OdpowiedzUsuń
  2. Brawa! Pokłony! I szczery uśmiech dla Was, o jakże niesamowitych ludzi! :D

    Znalazłam tego bloga wczoraj, przy przeszukiwaniu internetów. Sam (sami) zresztą wiesz (wiecie) co potrafi robić student w czasie sesji ;)
    A jakoś siedząc nad magią Frazera, przypomniałam sobie o dramione, a potem szczęśliwym zrządzeniem losu trafiłam tutaj. Najpierw dla poprawienia sobie nastroju (nie planując dłuższego pobytu [NO, będę...szczera]) przeczytałam samą ostatnią notkę. Spodobała mi się, więc sięgnęłam po przedostatnią. Potem, nie mogąc się przestać czytać, przeskoczyłam do ostatniej z dołu, pnąc się w górę ( yeah, fuck logic :) ) siedziałam zaśmiewając się do łez w środku ciemnej i cichej nocy.
    Ostatecznie doszłam do wniosku, że muszę tu wrócić rano i przeczytać wszystko. I oto jestem!
    Cóż mogę Wam napisać...*napięcie rośnie*... jesteście rewelacyjni! Wasze poczucie humoru, ironia i każdy komentarz sprawiły, że właściwie nie odrywałam się od bloga. Tchnęliście w tą historię to 'COŚ"... It's a kind of magic ! :)
    I chociaż opowiadanie porzuciłabym po pierwszym rozdziale, to dzięki Wam nie dość, że przy nim wytrwałam to jeszcze sprawiło mi to niesamowitą przyjemność :)
    'Co tam sesja' - szeptałam pochłaniając kolejne linijki. To wszystko co wymieniłam wyżej jako Wasze zalety trafia do mnie w stu procentach! Chociaż ja ponoć mam specyficzne poczucie humoru, więc +100 dla Was ;) A no i dodam lekko gimbusiarsko, że zazdroszczę, ze Wy to tak umiecie, że macie taką mądrość, i że tacy fajni jesteście...
    Wasze uwagi zawierają w sobie nie tylko komizm, ale i inteligentne wstawki (cytaty, naukowe informacje, poprawki językowe) , jakie giną obecnie wśród 'misji' hejterów. Tak się Was nie odważę nazwać,
    ale myślę, że warto to docenić w czasach sucharów czy 'śmiesznych' docinków. Perełek jest całe mnóstwo, więc nie ma sensu kopiować wszystkich Waszych komentarzy :) Wtrącę jedynie, że wierszyk z tego rozdziału 'mnie kupił' :D

    Chciałam Wam podziękować, że poprawiliście mi humor. Za to, że znów życie nabrało kolorów. I za Waszą pracę :)
    Nie potrafiłam odejść bez komentarza, który niezaprzeczalnie Wam się należy. Cieszę się, że dzięki powrotnej (mam nadzieję) notce mogłam tu trafić.
    Jeśli ten komentarz jakoś Ciebie/Was zmotywował by pociągnąć tę historię do końca to będę się cieszyć :) Niestety...muszę to napisać...mianowicie...nie umiem wytłumaczyć czemu...ale...ta opowieść...mnie wciągnęła! *czerwieni się* Ale nie potrafię sięgnąć po tekst i czytać dalej sama (to by było jak zdrada).
    Dlatego chcę Ci napisać, że będę tu wpadać, i mam nadzieję mieć możliwość przeczytania Twojej kolejnej analizy :) Obiecuję, że będę się odwdzięczać komentarzami! :)
    Pozdrawiam i życzę duuuuużego Wena! :D

    Ps. za każde błędy wszelkiego rodzaju popełnione (nieświadomie) w tym komentarzu przepraszam ;)

    OdpowiedzUsuń