niedziela, 7 sierpnia 2016

Rzecz o śmieciach, Hitlerze i obrączkowaniu

Prawo Godwina już w tytule? Wróciłem z przytupem!

Czas leci naprawdę szybko. Nim się zorientowałem, minął rok, od kiedy dodałem ostatnio rozdział... Dziękuję tutaj mojej Marcie za to, że nie zmęczyła jej się ręka, gdy wbijała mi nią do mojej tępej makówy, że powinienem skończyć tego fanfika. Tej samej ręki - a zapewne i drugiej, bezwzrokowo! - przyłożyła także do swoich, jak zwykle czerwonych, komentarzy. Ze swojej strony zaś długą nieobecność i powrót autora marnotrawnego podsumuję, cytując jeden z komentarzy znajdujących się pod oryginałem tego rozdziału - jestem prawie pewien, że autorka tego wpisu nie miała na myśli mnie, gdy go dodawała, ale chrzanić kontekst. Kontekst jest dla frajerów.

Jak zwykle notka wyjebna a ja juz sie balam ze nie bedzie wogole zadnje historyjki. pozdrawiam cie i zyc wesolych swiat

Zaiste, zyc nie umierac.

Mam także zaszczyt przedstawić nowego komentatora-nabijatora, który być może zostanie z nami na dłużej - mój bardzo dobry kolega z pracy, znany w kręgach zainteresowanych jako Świstak. Nie lubi żartów o sreberkach i filmów o przeżywaniu w kółko tego samego dnia, ale najwyraźniej lubi zieleń. Dmuchał więc, chuchał i jednym świstokliknięciem dopisał się do naszej Literackie Majstersztyki Krotofilne a... Śmieszne... Hall... of Fame.

Cóż, chłopaki od marketingu muszą jeszcze popracować nad nazwami. W międzyczasie zapraszam do lektury!

Tekst bez poprawek:
Niektóre dziewczyny westchnęły, gdyż była to scena bardzo romantyczna. Hermiona wstrzymała oddech i uśmiechnęła się promiennie. A wiec, to był plan Dracona.
Sam blondyn podszedł do gryfonki i uklęknął przed nią. Z kieszeni garnituru wyjął nieduże pudełeczko. Wyciągnął rękę z pudełeczkiem do Hermiony i uchylił wieko. Oczom wszystkich ukazał się piękny diamentowy pierścionek. Miona aż westchnęła. Draco wziął jej prawą rękę w swoją ciepłą dłoń i spojrzał się w jej piękne, orzechowe oczy.
- Hermiono, wyjdziesz za mnie? –Spytał najcieplejszym tonem na jaki było go stać. Aż się wzdrygnął. Miona spojrzała mu głęboko w oczy, uśmiechnęła się, a po jej policzku popłynęła łza, tym razem łza wzruszenia i szczęścia.
- Tak. –Przemówiła aksamitnym głosem. Draco wyjął pierścionek z pudełeczka i nałożył go na serdeczny palec dziewczyny. Pasował idealnie. Kiedy Draco wstał i przytulił do siebie Hermionę, po Sali rozległy się oklaski. Po twarzach niektórych można było poznać, że się wzruszyli. Nawet dyrektor, który również był światkiem tego zdarzenia, zaczerwienił się ze zdumienia i szczęścia. Po ciemnej brodzie Hagrida płynęły łzy (wzruszenia) a McGonagall śmiała się serdecznie i klaskała w dłonie. Snape charczał i warczał, ale nim to się nikt nie przejmował.

- Widzisz, Ron. Mówiłem.
- A czy ja kiedykolwiek myślałem inaczej? Co ty gadasz, Harry?
- Nic, nic…
Muzyka zaczęła znów grać. Szczęśliwa jak nigdy Hermiona tańczyła wtulona w ramiona swojego narzeczonego. A Pansy? Pansy płakała i krzyczała ze złości. W końcu wybiegła z WS i nikt już jej tego wieczoru nie widział. Hermiona wplotła swoje palce w miękkie włosy blondyna.
- A więc to był twój idealny plan?
- Tak.
- Jesteś cudowny. Ale, co z twoim ojcem?
- A nie ważne. Teraz to i tak będę mieszkać z najpiękniejszą dziewczyną na ziemi.
- Tylko na Ziemi?
- Na innych planetach nie ma dziewczyn. Jeśli już to nie są godne aby je tak nazywać, bo są brzydsze niż ty.
Hermiona uśmiechnęła się na te słowa jeszcze szerzej.
I tak zakończył się bal 7-klasistów. No, może i nie tak…Balowali jeszcze bardzo długo, ale nie ma co opowiadać. Kiedy impreza się skończyła piątka uczniów ruszyła do swoich dormitoriów. Każdy z nich musiał się spakować.

Następnego dnia wszyscy pożegnali się ze łzami w oczach po raz ostatni patrząc na zamek Hogwart. Potem wsiedli do wagonów pociągu i zaczęła się długa droga powrotem do ich domów. Harry, Ron, Ginny, Hermi i Draco siedzieli w przedostatnim przedziale. Ginny smacznie spała na kolanach brata, Harry patrzył się w okno, Draco obejmował swoją dziewczynę i podparty drugą ręką spał. A Hermiona czytała kolejną książkę co jakiś czas spoglądając na zielone łąki za oknem.
Kiedy dotarli na stację Hermiona przywitała rodziców. Jak zwykle rodziny Dracona nie było. Podszedł na chwilkę do Miony i pocałował ja gorąco, nie przejmując się jej rodzicami.
- Chociaż nie będziemy się widzieć tylko jedną noc, będę tęsknił.
- Ja tez, Draco, ale wytrzymasz. – Uśmiechnęli się jeszcze do siebie, pożegnali się z resztą przyjaciół i ruszyli do domów.
- Kim jest ten miły młodzieniec, Hermiono?- Spytał tata Hermi.
- Aaa…to…
- Daj dziecku spokój. Jest już duża, ma prawo mieć chłopaka.
- Eee…To mój narzeczony.

Na początku rodzice Hermiony nie mogli się do tego przyzwyczaić, ale po jakiś 2 godzinach im minęło. Zaczęli pytać o dom i w ogóle. Hermiona wszystko i m opowiedziała w szczegółach. Że Draco ma domek w Londynie, na Pokątnej. I, że maja pieniądze oraz wszystko, co im potrzeba. Wieczorem Hermiona spakowała prawie cały swój dobytek, a potem szczęśliwa poszła spać. Rano obudził ją krzyk mamy.
- Kochanie!! Twój uroczy narzeczony przyszedł!!!! Pospiesz się!!!
- Idę mamo!
Hermiona zbiegła po schodach, a jej walizki poszybowały za nią (była już pełnoletnia jako czarownica mogła używać magii). Skoczyła w objęcia Dracona i pocałowała go w usta.


Hermione & Draco story
--- czapter nayn ęd ferty ---


Niektóre dziewczyny westchnęły, [Dokładniej - co trzecia, z wyjątkiem szóstej i piętnastej.] gdyż była to scena bardzo romantyczna. [Aż zasłużyła na swoją własną inwersję.] Hermiona wstrzymała oddech i uśmiechnęła się promiennie. [Srebrny medal dla osoby, której uda się uśmiechnąć na wstrzymanym oddechu; złoty dla takiej, której uśmiech będzie wtedy promienny.] A wiec, to był plan Dracona. [Jego planem był wiec? Wiec entów? Jeśli ma trwać tyle, co we „Władcy Pierścieni”, to ten fanfik nigdy się nie skończy…]
Sam blondyn podszedł do gryfonki i uklęknął przed nią. [Niewiarygodne! Zrobił to osobiście?!] [Nie, on miał na imię Sam. I oświadczał się na poważnie. Serious Sam.] [Gdyby to Hermiona uklękła przed Draconem, historia mogłaby potoczyć się zupełnie inaczej. Chociaż jakby przeszukać Internet…] Z kieszeni garnituru wyjął nieduże pudełeczko. [Przymiotnik był konieczny, żeby czytelnik przez przypadek nie wyobraził sobie jakiegoś MONSTRUALNEGO PUDEŁECZKA.] Wyciągnął rękę z pudełeczkiem [Tak, pudełeczko. Pamiętamy z poprzedniego zdania.] do Hermiony i uchylił wieko. Oczom wszystkich ukazał się piękny diamentowy pierścionek. [Jestem zawiedziona. „Wieko” sugerowało, że ukaże się cała skrzynia skarbów.] [Swoją drogą, chyba powinno być „pierścionek z diamentem”. Nie jest on wszak zrobiony z diamentu, kamień jest do niego jedynie przytwierdzony. Dla przykładu: na nakrycie głowy z pluszową kulką na czubku nie powiedziałbym „pomponowa czapka”, a mężczyzny, który nie obawia się wyzwań, nie nazwałbym raczej „jajowym facetem”.] Miona aż westchnęła. [Wymiona to ma krowa.] [Prawie się zgadza, bo nasza orzechowłosooka gryfonka tak dużo czyta, że jest okrutnie w y u m i o n a…] Draco wziął jej prawą rękę w swoją ciepłą dłoń [Fanfik, słuchaj, mamy tu, w mordę, romantyczny moment. Nie musimy chyba skupiać się na dokładnej choreografii i podawać wszystkich warunków fizycznych tej sytuacji.] i spojrzał się w jej piękne, orzechowe oczy.
- Hermiono, wyjdziesz za mnie? [„... wynieść śmieci, bo mnie się nie chce?”] –Spytał najcieplejszym tonem na jaki było go stać . [Wykosztował się chłopak na pierścionek i na ciepły ton zostały już same drobniaki.] [A cały ten wydatek dlatego, że nie chciało mu się wynosić śmieci.] Aż się wzdrygnął. [Na myśl o tym, że jest doszczętnie spłukany.] [Obierki po ogórkach już gniły.] Miona spojrzała mu głęboko w oczy, [Rozumiem więc, że wcześniej, jak on spojrzał się w jej oczy, ona zajęta była piłowaniem paznokci…] uśmiechnęła się, a po jej policzku popłynęła łza, tym razem łza wzruszenia i szczęścia. [Zbadano skład chemiczny i był zupełnie inny niż tych łez, które roniła Hermiona, kiedy Malfoy tłukł ją po łbie.]
- Tak. –Przemówiła aksamitnym głosem. Draco wyjął pierścionek z pudełeczka i nałożył go na serdeczny palec dziewczyny. [Znowu ta choreografia… Czytelnik z pewnością wie, że Malfoy nie nakładał tego pierścionka na jej duży palec u stopy.] Pasował idealnie. [Kto pasował, Malfoy? Aż takie słabe miał karty?] Kiedy Draco wstał i przytulił do siebie Hermionę , po Sali rozległy się oklaski. [Zachęcające go, by przytulił teraz Hermionę do kogoś innego.] Po twarzach niektórych można było poznać, że się wzruszyli. [Co jest bardzo niezwykłe przy oświadczynach – typową reakcją jest raczej intensywne wpatrywanie się na zegarek.] Nawet dyrektor, który również był światkiem tego zdarzenia [„Dyro” – boss gangsterskiego (pół)światka – poszedł w koronę.], zaczerwienił się ze zdumienia i szczęścia. Po ciemnej brodzie Hagrida płynęły łzy (wzruszenia) [A już myślałam, że kroił cebulę.] [Dorzuciłoby się do obierków po ogórkach, Miona by wyniosła.] a McGonagall [Poprawnie!… napisała to poprawnie! To „McGonagall” jest moim objawieniem w drodze do Damaszku - uwierzyłem w autorkę.] śmiała się serdecznie i klaskała w dłonie. [Prawdopodobnie orkiestra grała jakąś piosenkę Piotra Rubika.] Snape charczał i warczał, [Mój pies czasem też tak ma.] ale nim to się nikt nie przejmował. [No patrz, to zupełnie tak jak ja moim psem.]

- Widzisz, Ron. Mówiłem. [„Ja wiedziałem, że tak będzie” – tu ujęcie na Harry’ego w czapce z płaskim daszkiem i z ciężkim, złotym łańcuchem na szyi.]
- A czy ja kiedykolwiek myślałem inaczej? Co ty gadasz, Harry?
- Nic, nic… [Z serii „Fanfika ważkie dialogi”, odcinek 217345.]
Muzyka zaczęła znów grać. Szczęśliwa jak nigdy Hermiona tańczyła wtulona w ramiona swojego narzeczonego. A Pansy? [Witaj, równoważniku zdania. Orzeczenia wydajemy w tamtej kolejce.] Pansy płakała i krzyczała ze złości. W końcu wybiegła z WS i nikt już jej tego wieczoru nie widział. Hermiona wplotła swoje palce w miękkie włosy blondyna [I oplotła nimi idealną, aryjską głowę młodzieńca.] [Czym, palcami? Czy idealna, aryjska głowa jest wielkości mandarynki?].
- A więc to był twój idealny plan?
- Tak. [Jawohl!] [Zaręczyny błyskawiczne.]
- Jesteś cudowny. Ale, co z twoim ojcem? [Ojciec Alego ostatnio zaniemógł i Hermiona (znudzona rozmową z Draco) chciała dopytać o jego zdrowie.]
- A nie ważne. Teraz to i tak będę mieszkać z najpiękniejszą dziewczyną na ziemi.
- Tylko na Ziemi? [Nie, durna gryfonko, on powiedział „na ziemi” - małą literą. Ładniejsze dziewczyny występują, jak wiadomo, na drzewach.]
- Na innych planetach nie ma dziewczyn. Jeśli już to nie są godne aby je tak nazywać, bo są brzydsze niż ty. [Przepraszam na chwilę, muszę iść uzupełnić w Wikipedii definicję hasła „dziewczyna” o kwalifikację „nie brzydsza od gryfonki”.]
Hermiona uśmiechnęła się na te słowa jeszcze szerzej [Szerzej niż strzyga z Wiedźmina?] [Ostatnio Hermiona uśmiechnęła się, gdy Malfoy się jej oświadczał. Rozumiem, że szczerzyła się niemiłosiernie przez całą tę rozmowę i wcześniej pół tańca. Solidna żuchwa.]
I tak zakończył się bal 7-klasistów. No, może i nie tak… [Decyzje, decyzje.] Balowali jeszcze bardzo długo, ale nie ma co opowiadać. [A tak naprawdę to po prostu nikt nie pamięta, co się dalej działo. Wiecie, zaklęcie Obliwóde… ekhm, miałem na myśli Obliviate.] Kiedy impreza się skończyła piątka uczniów ruszyła do swoich dormitoriów. Każdy z nich musiał się spakować. [„Każdy”? Hermiona najwyraźniej nagle przeobraziła się w mężczyznę. Powiedziałbym, że to dziwne, ale zaraz zwalą mi się tu SJW…]

Następnego dnia wszyscy pożegnali się ze łzami w oczach [Żegnajcie, łzy w oczach! Witajcie, łzy w nosie!] po raz ostatni patrząc na zamek Hogwart. [Patrząc oczami na zamek Hogwart, Malfoy wspomniał definicję pleonazmu.] Potem wsiedli do wagonów pociągu [Pleonazm (z gr. pleonasmos, „nadmiar”) to wyrażenie…] i zaczęła się długa droga powrotem do ich domów. [Na tyle długa, że gdzieś po drodze zgubili „z” i zorientowawszy się uznali, że nie opłaca się po nie wracać.] Harry, Ron, Ginny, Hermi i Draco siedzieli w przedostatnim przedziale. Ginny smacznie spała na kolanach brata, Harry patrzył się w okno, Draco obejmował swoją dziewczynę i podparty drugą ręką spał. A Hermiona czytała kolejną książkę co jakiś czas [Co jakiś czas czytała kolejną książkę? Jak długo jedzie się z Hogwartu do Londynu?] spoglądając na zielone łąki za oknem.
Kiedy dotarli na stację Hermiona przywitała rodziców. Jak zwykle rodziny Dracona nie było. Podszedł na chwilkę do Miony i pocałował ja gorąco, nie przejmując się jej rodzicami. [Narażając się w ten sposób na pogardę teścia i nienawiść teściowej.]
- Chociaż nie będziemy się widzieć tylko jedną noc, będę tęsknił. [O, widzę, że Kombii wróciło do pisania tekstów.]
- Ja tez, Draco, ale wytrzymasz. – Uśmiechnęli się jeszcze do siebie, pożegnali się z resztą przyjaciół i ruszyli do domów.
- Kim jest ten miły młodzieniec, Hermiono?- Spytał tata Hermi. [Mając pewnie na myśli „Kim jest ten fajfus, który prawie cię przy mnie przeleciał i nawet nie kiwnął mi głową na powitanie?”]
- Aaa…to… [„Tato”. Hermiona dawno nie widziała się z ojcem i zapomniała jak się to wymawia.] [Alternatywna teoria: chce kichnąć.]
- Daj dziecku spokój. [„Nauczy się mówić w swoim czasie”.] [„Nie widzisz, że biedactwo zaziębione?”] Jest już duża, ma prawo mieć chłopaka.
- Eee…To mój narzeczony.

Na początku rodzice Hermiony nie mogli się do tego przyzwyczaić, ale po jakiś 2 godzinach im minęło. Zaczęli pytać o dom i w ogóle. [To Hermiony nie było przez cały rok – ona powinna pytać o dom. I w ogóle.] Hermiona wszystko i m opowiedziała w szczegółach. Że Draco ma domek w Londynie, na Pokątnej. I, że maja pieniądze oraz wszystko, co im potrzeba. [Pomocy! Zakopałem się w szczegółach. Niech mnie ktoś wyciągnie!] Wieczorem Hermiona spakowała prawie cały swój dobytek [Włożyła swoje biurko do jednej kieszeni spodni, a łóżko do drugiej, i z szafą w ręku wyruszyła na spotkanie wspaniałej przygody.], a potem szczęśliwa poszła spać. Rano obudził ją krzyk mamy
- Kochanie!! Twój uroczy narzeczony przyszedł!!!! [Po tym krzyku byłem pewien, że w tym momencie akcja się rozkręci… Jednak czytam za dużo kryminałów]. Pospiesz się!!! [Liczba wykrzykników jest proporcjonalna do głośności dźwięku.] [Zgodnie ze stereotypem – raczej do częstotliwości.]
- Idę mamo! [Z serii „Fanfika ważkie dialogi”, odcinek 217346.]
Hermiona zbiegła po schodach, a jej walizki poszybowały za nią (była już pełnoletnia jako czarownica [Jako dziewczyna jeszcze nie.] [Wiek czarownicy liczy się jakby w psich latach.] mogła używać magii). Skoczyła w objęcia Dracona i pocałowała go w usta. [Prosto w usta? Cóż za świntuchy. Nie licząc może sceny łóżkowej sprzed kilkunastu odcinków…]

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

MOPS, czyli Mamy Ogrom Problemów Stylistycznych

Ogrom problemów stylistycznych jest w opisie wyglądu Hermiony - to tak na wstępie.

Jestem chory, co jest wyjątkowo idiotyczne w samym środku lata, ale jestem przy tym bardzo zadowolony - nie dość, że udało mi się wciągnąć w moje podłe machinacje swoją dziewczynę, to jeszcze dowiedziałem się, że jej siostra sama zgłosiła się do komentowania! Zapraszam wobec tego na nowy rozdział, autorstwa, rzecz jasna, autorki, ale z adnotacjami autorstwa MMM (Marty, Małgorzaty i Matejkowskiego). A wiadomo, że każdy lubi emememsy.

Przepraszam za kijowy wstęp, ale jestem wykończony i źle się czuję; mimo wszystko sądzę, że nawet ten wstęp był lepszy niż oryginał tego rozdziału.

Tekst bez poprawek:
Ginny i Hermiona przeglądały się przed lustrem robiąc ostatnie poprawki w ich wyglądzie. Hermiona miała piękną sukienkę o bladoróżowym odcieniu z dość długim rozcięciem na boku. Duży dekolt upiększała średniej wielkości różyczka, a na rękach spoczywały białe rękawiczki, specjalnie dobrane do tej sukni. Głowę dziewczyny zdobił szykowny kok z paroma kosmykami włosów niesfornie opadającymi wzdłuż twarzy Miony. Na jej pełnych wargach spoczywał delikatny truskawkowy błyszczyk, a oczy były pociągnięte tuszem oraz podobnym kolorem do sukienki, cieniem. Ginny natomiast miała czerwoną sukienkę za kolana (ona jedna była wpuszczona na bal 7-klasistów ze względu na udział w bronieniu szkoły oraz przyjaźń z najlepszymi i najodważniejszymi uczniami. Zresztą Ron nie wybaczyłby nikomu, gdyby jego siostra nie mogła iść na bal.), która idealnie pasowała do jej rudych włosów. Sukienka nie miała żadnego rozcięcia, ale wspaniale podkreślała figurę gryfonki. Ruda miała rozpuszczone włosy, oczy podkreślone tuszem i delikatnym cieniem, oraz czerwonawy błyszczyk na ustach.
- Z kim idziesz na bal? –Odezwała się skupiona poprawkami Ginny.
- To oczywiste –Hermiona uśmiechnęła się. – Idę z Draconem. A ty?
- Miałam iść z Seamusem, ale w końcu idę z Deanem.
- Twoim byłym?
- No, nie mogłam go tak zostawić. A Harry? Z kim on idzie?
- No zgadnij…Z Cho.
- Hmm…Ron idzie z Luną.
- OK., chodźmy już.
I dziewczyny ruszyły po marmurowych schodach w dół. Przed WS stali chłopcy czekający na swoje partnerki. Wśród nich byli również Harry, Dean i Ron. Dracona jeszcze nie było. Ginny zerknęła na Hermionę. Gryfonka jednak zachowywała spokój, nie ukazując cienia niepokoju. Widząc minę swojej przyjaciółki Hermiona uśmiechnęła się.
- Spokojnie, Ginny. Nie martw się. On przyjdzie. Tylko, lubi się spóźniać i robić takie…Wielkie wejście.
- Aha. To ja idę.
- Dobrze, znajdę cię jakby, co.
Ginny pomachała ręką na pożegnanie, a Hermiona stanęła pod ścianą. Mimo pewności, że Malfoy przyjdzie…Była trochę na niego zła. Jednak już niedługo ktoś zakrył jej oczy, obdarował ją ciepłym pocałunkiem a po chwili szepnął:
- Zgadnij, kto?
- No nie wiem…Ten przystojny brunet z ostatniej potańcówki? A może to ty John, pisałeś do mnie wczoraj. Ten list…Był taki romantyczny, pełny uczucia…
Hermiona oberwała w tyłek. Podskoczyła do góry i uśmiechnęła się pod nosem.
- Cóż, tak zboczony i pokręcony jest tylko mój ukochany chłopak. Taki blondyn ze stalowoniebieskimi oczyma.
- Czy ty się ze mną drażnisz?
- Nie…Skąd, panie Malfoy.
- Brawo, kochanie. –Powiedział z przekąsem Draco. Wziął pod rękę Hermionę i razem wkroczyli do pięknie wystrojonej WS. Sufit grał rolę nieba, na którym cicho wybuchały fajerwerki, ściany były ozdobione balonami i wstążkami, podłoga świeciła się od blasku delikatnych płomieni świec, a zamiast dużych stołów były malutkie stoliczki cztero, albo dwuosobowe. Hermiona cicho westchnęła z zachwytu a Draco pociągnął ją w stronę jednego ze stolików. Usiedli przy nim oboje wpatrując się w swoje oczy. Po chwilach romantycznego milczenia, Malfoy przemówił:
- Piwo?
- Oczywiście.
- Może wolisz wino?
- Wszystko jedno. Tylko mnie nie upij czymś, a potem nie zabierz w krzaki.
- Kurczę…Przejrzałaś mój plan.
Oboje się zaśmiali. Po paru minutach Draco wrócił z dwoma kuflami piwa kremowego. Kiedy dyrektor wszystkich przywitał, muzyka zaczęła grać, Draco poprosił swą dziewczynę do tańca. Wirowali w tłumie innych par i wyglądali naprawdę nieziemsko. On przystojny, męski. Ona urzekająco piękna, niezwykle kobieca. Draco trzymał swoją partnerkę bardzo delikatnie, jednak pewnie, a ona oplotła ręce wokół jego szyi. Kiedy tak tańczyli ktoś się na nich patrzył. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby owa osoba nie nazywała się Pansy Parkinson, nie miała twarzy mopsa, nie była pseudo narzeczoną blondyna i nie planowałaby niezłej rozróby. Ciemnowłosy mops wkroczył na środek Sali, gdzie tańczyła piękna para i oderwał Dracona od Hermiony. Wszyscy stanęli i zaczęli przyglądać się zaistniałej sytuacji z wielką ciekawością.
- Dracusiu! Co ty robisz?!
- Chyba widzisz! Tańczę!
- Ale z kim?! Z ta szlamą?!
- Nie mów tak na nią!! I odwal się wreszcie ode mnie!
- Nie mogę, kotku.
- A to niby czemu, mopsico wredna?!
Pansy ironicznie się uśmiechnęła. Nie przejęła się wyzwiskiem.
- A to dlatego, bo jesteś ze mną zaręczony, głuptasku. Zapomniałeś? –Potrzepotała zalotnie rzęsami i jeszcze bardziej się uśmiechnęła. Do tej pory utworzyło się już spore kółeczko a na jego czele stali Harry i Ron.
- Widzisz, mówiłem! -szepnął Ron do przyjaciela.- Niby z nią chodził, ale miał inną. Tego mopsa.
- Cicho, Ron. Skąd wiesz, że on ją kocha? Znaczy się, TO kocha?
- On nikogo nie kocha. Ale mops to jednak nie szlama. I w dodatku ma kasę. Dlatego się z nią żeni. Widzisz jak skrzywdził Hermi?! Mówiłem!
- Cicho bądź i patrz.
Draco znieruchomiał. Zapomniał o tym drobnym szczególe. Odwrócił się w stronę oniemiałej Hermiony, po której twarzy spływały łzy. Jednak tam stała. Łudziła się, że to może nieprawda, chociaż sama w to nie wierzyła. Draco widząc tą jej piękną zapłakaną twarz, postanowił przystać na swoim. Nic go nie powstrzyma, żaden mops.
- Tyle, że Pansy, ja się z tobą NIE ożenię.
- Co?!- Pansy przestała się uśmiechać.
- Przecież ojciec ci tego nie daruje! Matka też! Nie masz wyboru! Musisz się ze mną ożenić!
- Nie zrobię tego.
- Ale…W takim razie, co masz zamiar zrobić?! Być chłopakiem tej szlamy przez resztę życia?!
- Nie. –Wszyscy wsłuchiwali się w tą wymianę zdań. Hermiona już się rozpogodziła, ale Draco powiedział, że z nią nie będzie. Pewnie miał inną. Spochmurniała.
- Nie, bo jeśli się zgodzi, mam zamiar…-Wszyscy wstrzymali oddech, chociaż większość domyślała się reszty. – Jeśli się zgodzi, mam zamiar być jej mężem.

Hermione & Draco story
--- czapter eit-ęd-ferty ---


Ginny i Hermiona przeglądały się przed lustrem robiąc ostatnie poprawki w ich wyglądzie. [Nie w swoim – w ich wyglądzie. Znaczy Hermiona krytykowała Ginny, a Ginny zjeżdżała Hermionę.] Hermiona miała piękną sukienkę o bladoróżowym odcieniu z dość długim rozcięciem na boku. [Biedny odcień – nie dość, że nie jest już w modzie, to jeszcze jego wewnętrzne cierpienia uwidoczniły się w sporym pęknięciu w skorupie, w której je dotychczas skrzętnie ukrywał.] Duży dekolt upiększała średniej wielkości różyczka [Lecimy z gradacją, czy może degradacją: duży dekolt – średnia różyczka – małe piersi. Ups, zapędziłam się…], [Zawsze wiedziałem, że różyczka objawia się wysypką na dekolcie. I zaczyna się od średniej wielkości.] a na rękach spoczywały białe rękawiczki , [Rękawiczki Hermiony spoczywały na jej rękach – położone na płasko po zewnętrznej stronie dłoni. Trzymała w nich zapasowe kosmetyki i składaną flaszkę na długi wieczór.] specjalnie dobrane do tej sukni. Głowę dziewczyny zdobił szykowny kok [Tak, jej głowę zdobił szykowny kok, a jej twarz zdobił kształtny nos. Włosy są ozdobą tylko gdy są anielskie i wiszą na choince – a bal bożonarodzeniowy z tajemniczym jednorazowym gwałcicielem mamy już za sobą.] z paroma kosmykami włosów niesfornie opadającymi wzdłuż twarzy Miony. [A już myślałam, że opadały wzdłuż głowy jakiejś innej dziewczyny.] [Głowę dziewczyny zdobił szykowny diadem, jako że dzień koronacji na Królową Hogwartu jeszcze nie nadszedł i nie mogła włożyć korony… a nie, to tylko kok.] Na jej pełnych wargach spoczywał delikatny truskawkowy błyszczyk [No masz, akurat jak można było dla odmiany poprawnie powiedzieć „zdobił”, to autorka wymyśliła sobie jakiś błyszczyk leżący luzem na ustach Hermiony, grożący w każdej chwili wpadnięciem wprost do gardła.], a oczy były pociągnięte tuszem [Tuszę, że oczu nie da się pociągnąć, bo rychło wyskoczyłyby z oczodołów.] oraz podobnym kolorem do sukienki, cieniem. Ginny natomiast miała czerwoną sukienkę za kolana [Nasza autorka dała tu liczbę mnogą chyba dla podkreślenia, że Ginny nie była niepełnosprawna i miała obie nogi] [Zakładam raczej, że Ginny po prostu urodziła się bez rzepek i ma czerwoną sukienkę zamiast kolan.] (ona jedna była wpuszczona na bal 7-klasistów [Czyż to nie ciekawe, że szkoła wpuszcza na bal bezpańskie sukienki?] ze względu na udział w bronieniu szkoły oraz przyjaźń z najlepszymi i najodważniejszymi uczniami. [Zawsze wiedziałam, że przyjaźń z nimi da się kiedyś wykorzystać dla własnych celów.] [Wyobrażam sobie taką sytuację: przed Wielką Salą stoi napakowany bramkarz z siedmioma różdżkami. Podchodzi do niego Harry w dresie, z Ginny uwieszoną na szyi, i mówi do bramkarza „PANI JEZD ZE MNOM”.] Zresztą Ron nie wybaczyłby nikomu, gdyby jego siostra nie mogła iść na bal. [Dumbledore oczywiście przejmuje się fochami Rona.] [Oczywiście. Pamięta co było, jak Ron ostatnio się zdenerwowal – chodził NABURMUSZONY.]), która idealnie pasowała do jej rudych włosów. [Chodzi tu o sukienkę. W nawiasie trafiło się dużo naszych komentarzy, ale tak czy inaczej te dwie części zdania są niczym „Rozmowa przez ocean” Maryli Rodowicz.] Sukienka nie miała żadnego rozcięcia, ale wspaniale podkreślała figurę gryfonki. [Teraz rozumiem: Hermiona to Gryfonka, a Ginny to gryfonka. Dla równowagi powinniśmy pisać „hermiona”, żeby każda sprawiedliwie dostała jedną wielką literę.] Ruda miała rozpuszczone włosy, oczy podkreślone tuszem i delikatnym cieniem, oraz czerwonawy błyszczyk na ustach.
- Z kim idziesz na bal? –Odezwała się skupiona poprawkami Ginny. [Sóspęs… z Neville’em?]
- To oczywiste –Hermiona uśmiechnęła się. – Idę z Draconem. [Niespodziewany zwrot akcji. O 360 stopni.] A ty?
- Miałam iść z Seamusem, ale w końcu idę z Deanem.
- Twoim byłym?
- No, nie mogłam go tak zostawić. [Najlepszy argument wszech czasów.] A Harry? Z kim on idzie?
- No zgadnij…Z Cho. [To nie fair, Ginny dostała bardzo mało czasu na zgadywanie.]
- Hmm…Ron idzie z Luną.
- OK., chodźmy już. [O ile się założycie, że z tej rozmowy nic nie wyniknie?]
I dziewczyny ruszyły po marmurowych schodach w dół. [I tak zaczęła się tradycja zaczynania zdań od „I”, a potem powstał język angielski. I teraz, dzieci, idziemy spać.] Przed WS stali chłopcy czekający na swoje partnerki. [Ach… Stare dobre czasy, kiedy to faceci przychodzili po kobiety do domu, bezpowrotnie minęły. Ostatnio nawet większością głosów przeszła w rządzie ustawa o zakazie odprowadzania kobiet do domów również po imprezie! Tradycjonaliści jeszcze walczą i określają coraz to nowsze definicje „imprezy”.] Wśród nich byli również Harry, Dean i Ron. Dracona jeszcze nie było. Ginny zerknęła na Hermionę. Gryfonka jednak zachowywała spokój [Tu jest haczyk – początek zdania! Nie wiemy, czy „Gryfonka” miało być napisane wielką literą, więc nie wiemy, czy mowa o Hermionie, czy o Ginny.], nie ukazując cienia niepokoju. Widząc minę swojej przyjaciółki Hermiona uśmiechnęła się.
- Spokojnie, Ginny. Nie martw się. On przyjdzie. Tylko, lubi się spóźniać i robić takie…Wielkie wejście [Tak wielkie, że należy je napisać wielką literą.] [Wejście ślizgona.].
- Aha. To ja idę.
- Dobrze, znajdę cię jakby, co.
Ginny pomachała ręką na pożegnanie [A Luna pomachała nogą.], a Hermiona stanęła pod ścianą. [Trzeba poćwiczyć podpieranie ścian przed imprezą.] [Stanęła pod ścianą i już miała mówić wierszyk.] Mimo pewności, że Malfoy przyjdzie…Była trochę na niego zła. Jednak już niedługo ktoś zakrył jej oczy [Mówi się „zamydlił oczy”.] [Jej złość natychmiast wyparowała, bo przecież ośrodek złości usytuowany jest w czopkach i pręcikach, to wie każdy przedszkolak.], obdarował ją ciepłym pocałunkiem a po chwili szepnął:
- Zgadnij, kto?
- No nie wiem…Ten przystojny brunet z ostatniej potańcówki? A może to ty John, pisałeś do mnie wczoraj. Ten list…Był taki romantyczny, pełny uczucia…
Hermiona oberwała w tyłek. [Gesty sado-masochistyczne nie są naturalnym afrodyzjakiem, ale co kto lubi.] Podskoczyła do góry [A potem podskoczyła w bok.] i uśmiechnęła się pod nosem.
- Cóż, tak zboczony i pokręcony jest tylko mój ukochany chłopak [Rzeczywiście, ciężko jest sobie wyobrazić coś bardziej zboczonego i pokręconego niż klepnięcie w tyłek.] [Uszczypnięcie w kolano, ugryzienie w śledzionę…]. Taki blondyn ze stalowoniebieskimi oczyma. [Czy Hermiona dostała dodatkowe punkty za sporządzenie prawidłowego portretu pamięciowego Malfoya?]
- Czy ty się ze mną drażnisz? [Przecież wiesz, że – jak każdy facet – nie znam się na kolorach i nie mam pojęcia, co znaczy „stalowoniebieski”!]
- Nie…Skąd, panie Malfoy.
- Brawo, kochanie. [„Brawo, pamiętasz jak mam na nazwisko!”. Innego wyjaśnienia tej odpowiedzi nie widzę.] [To po prostu dalsza część rysopisu sprawcy.] –Powiedział z przekąsem Draco. Wziął pod rękę Hermionę [Nie „wziął Hermionę pod rękę”, tylko „wziął pod rękę Hermionę” – zakładam, że miał do wyboru ją i siedemnaście innych lachonów.] i razem wkroczyli do pięknie wystrojonej WS. Sufit grał rolę nieba [Nie bardzo jeszcze opanował swoje kwestie, ale mimika na razie mu wychodziła.] [Na szczęście miał dobrego sufitlera.], na którym cicho wybuchały fajerwerki [„Pierdut” – szepnął fajerwerk, kończąc swój żywot w bezgłośnej eksplozji.], ściany były ozdobione balonami i wstążkami, podłoga świeciła się od blasku delikatnych płomieni świec [Nie wiem, czy wtapianie świec na podłogę w czasie balu jest zgodne z zasadami BHP.], a zamiast dużych stołów były malutkie stoliczki [Look! It’s so cute!] [A zamiast dużych krzeseł były malutkie krzesełeczka. „Ktoś jadł z mojego talerzyka!”] cztero, albo dwuosobowe. Hermiona cicho westchnęła z zachwytu [Zdaje się, że ma fetysz malutkich stoliczków.] a Draco pociągnął ją w stronę jednego ze stolików. [O tak!] Usiedli przy nim oboje wpatrując się w swoje oczy. [Malfoy gapił się Hermionie na spojówki, a ona obserwowała jego rogówkę.] Po chwilach romantycznego milczenia [Jedna chwila, druga chwila, trzecia chwila… Wystarczy!] [Ja bym dał cztery.], Malfoy przemówił:
- Piwo? [Dobra, koniec tych babskich gierek. Ziom, chcesz wódę?]
- Oczywiście.
- Może wolisz wino?
- Wszystko jedno. Tylko mnie nie upij czymś, a potem nie zabierz w krzaki.
- Kurczę…Przejrzałaś mój plan.
Oboje się zaśmiali. Po paru minutach Draco wrócił [Wrócił? Nie zauważyłem, żeby poszedł, chyba że cała ostatnia rozmowa odbyła się przez krótkofalówkę.] z dwoma kuflami piwa kremowego. Kiedy dyrektor wszystkich przywitał, muzyka zaczęła grać, Draco poprosił swą dziewczynę do tańca. Wirowali w tłumie innych par i wyglądali naprawdę nieziemsko. [Faktycznie mieli zwinność nie z tej ziemi, bo wirowanie w tłumie jest cholernie trudne.] On przystojny, męski. Ona urzekająco piękna, niezwykle kobieca. [„Dobra, walnijcie im po dwa epitety i fajrant, zwijamy się, chłopaki. I nie wysilajcie się, bo wam żyłka pęknie. On niech będzie męski i przystojny, a ona kobieca i piękna”.] Draco trzymał swoją partnerkę bardzo delikatnie, jednak pewnie, a ona oplotła ręce wokół jego szyi. [Styl tańca obserwowany głównie we wczesnej gimbazie.] Kiedy tak tańczyli ktoś się na nich patrzył. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego [I tak nie ma.], gdyby owa osoba nie nazywała się Pansy Parkinson, nie miała twarzy mopsa, nie była pseudo narzeczoną [Chyba nawet na Facebooku nie ma jeszcze takiego statusu związku.] blondyna i nie planowałaby niezłej rozróby. [Uwaga! Prosimy wyprowadzić dzieci i zasłonić oczy kobietom. No i w żadnym wypadku nie dzwonić na policję – wiedzieli państwo, że walki psów są nielegalne i z momentem wejścia zgodzili się państwo na warunki regulaminu.] Ciemnowłosy mops [Chyba ciemnosierściasty.] wkroczył na środek Sali, gdzie tańczyła piękna para i oderwał Dracona od Hermiony. Wszyscy stanęli i zaczęli przyglądać się zaistniałej sytuacji z wielką ciekawością.
- Dracusiu! Co ty robisz?!
- Chyba widzisz! Tańczę!
- Ale z kim?! Z ta szlamą?!
- Nie mów tak na nią!! I odwal się wreszcie ode mnie!
- Nie mogę, kotku.
- A to niby czemu, mopsico wredna?!
Pansy ironicznie się uśmiechnęła. Nie przejęła się wyzwiskiem. [Ona do niego „kotku”, a on do niej „piesku”. Nie widzę tu żadnego wyzwiska.]
- A to dlatego, bo [Siadaj, mopsie, dwója – za użycie zwrotu „dlatego, bo”. Jeszcze jeden taki wybryk i oddamy cię do Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej.] jesteś ze mną zaręczony, głuptasku. Zapomniałeś? –Potrzepotała zalotnie rzęsami [Konkurs na najzabawniejsze słowo w swoim kontekście wygrywa „potrzepotała”.] i jeszcze bardziej się uśmiechnęła. Do tej pory utworzyło się już spore kółeczko [Przeformowane z olbrzymiego kwadracika.] a na jego czele stali Harry i Ron. [Cholernie trudno stać na czele koła! Widać, że Harry i Ron są urodzonymi przywódcami.] [Każdy matematyk wie, że koło to z definicji: zbiór punktów płaszczyzny których odległość od środka koła (Harry) jest mniejsza lub równa promieniowi (Ronowi).] [W ten sposób to nawet ma sens. Nawet Ron jest na „R”.]
- Widzisz, mówiłem! -szepnął Ron do przyjaciela.- Niby z nią chodził, ale miał inną. Tego mopsa. [Spokojnie, chłopaki. Ja wyprowadzałem go tylko wtedy, kiedy właściciele byli dłużej w pracy lub wyjechali na wakacje. Tego mopsa, znaczy się.]
- Cicho, Ron. Skąd wiesz, że on ją kocha? Znaczy się, TO kocha? [Potrzebny ktoś od praw zwierząt!]
- On nikogo nie kocha. Ale mops to jednak nie szlama. [Literówka. Chodziło o to, że mops raczej nie szama. Bo mu sucha karma nie smakuje.] I w dodatku ma kasę. [Mops to nie szlama, szlama to nie szmal, a Szmal to nie MOPS… Nic z tego nie rozumiem.] Dlatego się z nią żeni. [No i się wyjaśniło. Zasiłek społeczny dożywotnio dostaną, rzeczywiście niezły posag.] Widzisz jak skrzywdził Hermi?! Mówiłem!
- Cicho bądź i patrz. [Teraz wyciągnie mopsa z kapelusza.]
Draco znieruchomiał. Zapomniał o tym drobnym szczególe. [Zapomniał, że znieruchomiał. Przebił nawet pięciosekundową pamięć złotej rybki: ma reset po ułamku sekundy.] Odwrócił się w stronę oniemiałej Hermiony, po której twarzy spływały łzy [No właśnie, po której twarzy? Hermiona miała ich dziesięć, więc nie wiadomo.]. Jednak tam stała. [A myślałam, że wyparowała.] [Mówi się „uległa sublimacji”.] Łudziła się, że to może nieprawda, chociaż sama w to nie wierzyła. [Tak, to właśnie większość ludzi ma na myśli, mówiąc „łudziła się”. Z tej samej serii: udawała, że bije go po twarzy, ale tak naprawdę nie biła go po twarzy.] Draco widząc tą jej piękną zapłakaną twarz [Malfoy znajduje przyjemności estetyczne w najdziwniejszych rzeczach.], postanowił przystać na swoim [A miał okazję postawić na propozycję Pansy.]. Nic go nie powstrzyma, żaden mops.
- Tyle, że Pansy, ja się z tobą NIE ożenię.
- Co?!- Pansy przestała się uśmiechać.
- Przecież ojciec ci tego nie daruje! Matka też! Nie masz wyboru! Musisz się ze mną ożenić! [No bo przecież nikt nigdy nie słyszał o ślubach wbrew woli rodziców.] [Jak wiadomo, cały świat to jedne wielkie Indie – partnerzy nie znają się przed ślubem; zasadniczo jest jak w „Randce w ciemno”, tylko zamiast wyjazdu do ciepłych krajów jest ślub na gorąco.]
- Nie zrobię tego.
- Ale…W takim razie, co masz zamiar zrobić?! Być chłopakiem tej szlamy przez resztę życia?!
- Nie. –Wszyscy wsłuchiwali się w tą wymianę zdań. Hermiona już się rozpogodziła, ale Draco powiedział, że z nią nie będzie. Pewnie miał inną. Spochmurniała. [Rozpogodziła się, po czym natychmiast spochmurniała. Polecam ciepłe buty i parasol! Pozdrawiam i życzę miłego wieczoru – Jarosław Kret.]
- Nie, bo jeśli się zgodzi, mam zamiar…-Wszyscy wstrzymali oddech, chociaż większość domyślała się reszty. [Pewnie oglądali trailer.] [SÓSPĘS SÓSPĘS] – Jeśli się zgodzi, mam zamiar być jej mężem.

poniedziałek, 27 lipca 2015

Przedt, Blitzball i inne niegramatyczne atrakcje

Czas już najwyższy, by zrobić w tym fanfiku coś nowego. Wiem, że wcześniej podawałem mylące informacje dotyczące liczby pozostałych notek (wszystko, rzecz jasna, żeby zmylić wroga narodu, kimkolwiek jest ten sukinsyn), ale teraz powiem, jak jest. Czekają nas otóż jeszcze trzy rozdziały do samego końca, a potem... Cóż! Wszystko, co dobre, szybko się kończy, co może tłumaczyć, dlaczego ten fanfik ciągnął się tak długo. Co później - nie wiadomo, choć kijowych fanfików w Internecie nie brakuje; jak by to powiedzieć, tego gratu jest pół światu. W tajemnicy poliszynela powiem wam jednak, że ta historia nie jest ostatnią, którą napisała nasza autorka. Może rozważę zrobienie kolejnej, co będzie nielichym wyzwaniem, jako że - jak się wydaje - obecna tu nieszczęsna Hermione & Draco story była jedynie poligonem doświadczalnym literackiego kunsztu autorki w fazie ostatecznego testu. Inaczej mówiąc, dalej jest lepiej. Póki co jednak zacytuję jeden z dość starych komentarzy ukazanych na stronie autorki, który, choć może względnie trafny, jest wielce niezamierzenie autoironiczny i dzięki temu przemówił do mnie czule.

Oto on.
co to za gówno! Nikt sie tak nie zachowuje z Pottera jak ty to ukazałaś! Nie umiesz njeszcze pisać poetycznie po polsku!
Poetycznie więc zapraszam do lektury. A oto moja bibliografia.

Tekst bez poprawek:
Może wcześniej widok Gryfonki i Ślizgona był dziwny, ale tego ranka najdziwniejszym zjawiskiem w szkole było trzech gryfonów i ślizgon. Szli sobie spokojnie szkolnymi korytarzami i rozmawiali wesoło. Draco jak to w swoim zwyczaju, trzymał gryfonkę za rękę, udając, że to tak od niechcenia. Jednak dziewczyna widziała bijącą od niego czułość. Wiedziała, że ten drobny gest jest dla niego wiele wart. Zresztą już nawet Harry potrafił rozpoznać te iskierki miłości szalejące w zimnych dla innych osób oczach ślizgona i czekoladowych źrenicach Hermionki.
I cóż…Tak już było do końca roku szkolnego. Rano, ostatniego dnia w Hogwarcie, dnia, w którym miał się odbyć bal, Hermiona otworzyła swe oczęta. Była wtulona w ciepłe ciało swojego blondwłosego chłopaka. Jego powieki lekko drżały, a twarz wydawała się dziwnie niewinna jak na takiego chłopaka. Dziewczyna czule pogłaskała Dracona po policzku. Cieszyła się z każdej chwili z nim spędzonej, niedługo koniec szkoły, ale…No właśnie, kończył się rok szkolny, co równało się z ich rozstaniem. Dlatego też, dziewczyna była smutna. Malutka łza popłynęła po jej brzoskwiniowej twarzy i spadła na usta chłopaka. Malfoy obudził się. Spojrzał na Hermionę i uśmiechnął się. Po chwili podniósł głowę z poduszki i złożył na jej ustach delikatny pocałunek.
- Czym się martwisz, panno piękna?
- Hmm…Ciekawe określenie. Widzisz…Już koniec szkoły.
- I? Czy to nie powód do szczęścia?
- No, bo…Żegnam się już na zawsze z tymi murami. Z dyrektorem, salami i częścią mojego życia. Moim drugim domem. Poza tym…Ciebie też muszę pożegnać.
- A to, czemu?
- No, pomyśl sam. Jak moglibyśmy być razem? To niemożliwe. Twoi rodzice nawet nie wypuszczą cię z domu, kiedy dowiedzą się, że idziesz do szlamy. Tym bardziej nie wpuszczą mnie do ciebie. Trudno będzie się umawiać. To wszystko po prostu wygaśnie.
- Nie smuć się. Już mówiłem, wszystko będzie dobrze, obiecuje.
- Niby jak?
- Zaufaj mi.
- Taa…
- Zaufaj, powiedz, że mi ufasz.
- Ufam ci, Draco.
- No, tak lepiej. A teraz szykuj się na ostatnie lekcje i prawie ostatnie spotkanie z naszymi „kochanymi” nauczycielami.
- Ok.
Tak więc, dwójka młodych ludzi po raz ostatni szła na lekcje w tej magicznej szkole. Hermiona „połykała” wzrokiem prawie każdy milimetr zamku. Każdą ścianę, obraz, dziurę, szczelinę…Wszystko. Chciała zapamiętać cały zamek. Chciała pamiętać go bardzo dokładnie.
Kiedy tylko wszystkie lekcje się skończyły, uczniowie ruszyli na obiad. W WS panował niezwykły harmider spowodowany końcem roku szkolnego. Wszyscy uczniowie byli roześmiani, szczęśliwi i jednocześnie zmęczeni całą tą nauką. Usiedli przy stołach. Draco usiadł obok Hermiony przy stole Gryffindoru witając się przedtem z Harrym i Ronem. Po chwili, kiedy wreszcie zapanowała cisza, przemówił dyrektor.
- Moi kochani! Cóż, nastał kolejny koniec roku. Przed niektórymi z was był to pierwszy rok w tej szkole, dla niektórych ostatni (spojrzał na Święta trójcę z czułością)! Mam nadzieję, że wszystkim wam było tu dobrze w tym roku, bo w następnym będzie jeszcze lepiej! Za chwilę opowiem o balu z okazji zakończenia roku szkolnego, ale najpierw…(bla, bla, bla…).
Dyrektor zaczął przydzielać punkty, opowiadać o mężności i odwadze PEWNYCH uczniów i takie tam. Potem powiedział o balu, który miał się odbyć o 22 i trwać do 3 w nocy, a wpuszczani byli tylko uczniowie klas 7 ( i niektórych osób z klasy 6). W to popołudnie właśnie te klasy mogły spokojnie wychodzić z zamku do Hogsmade (inne za pozwoleniem). Na te właśnie słowa czekały wszystkie dziewczyny. Ginny i Hermiona wyleciały z uśmiechem na ustach z WS PRZYGOTOWAĆ się do zakupów. Zdezorientowani chłopcy patrząc na siebie, również wstali i spokojnym krokiem ruszyli na błonia.
- Co to miało być? –Zagadnął Draco.
- Wiesz…Takie są te nasze dziewczyny. –Odpowiedział z uśmiechem Harry.
Po godzinie do śmiejących się chłopców dołączyły dziewczyny. W piątkę poszli do miasteczka obok Hogwartu na „zakupowe szaleństwo”.

--- Hermione & Draco story ---
czapter sewę-ęd-ferty


Może wcześniej widok Gryfonki i Ślizgona był dziwny, ale tego ranka najdziwniejszym zjawiskiem w szkole było trzech gryfonów i ślizgon. [Hogwart, jak każda społeczność, przechodzi znieczulicę społeczną. Kiedyś do ślizgona wystarczył jeden gryfon, żeby wszystkich zgorszyć, teraz trzeba trzech…] Szli sobie spokojnie szkolnymi korytarzami [Siedmioma naraz. Pamiętamy, że Hogwart był porąbany topograficznie.] i rozmawiali wesoło. Draco jak to w swoim zwyczaju [Czuł się jak w swoim zwyczaju.], trzymał gryfonkę za rękę, udając, że to tak od niechcenia. Jednak dziewczyna widziała bijącą od niego czułość. [Czułość miała kolor zgniłoniebieski.] Wiedziała, że ten drobny gest jest dla niego wiele wart. Zresztą już nawet Harry potrafił rozpoznać te iskierki miłości szalejące w zimnych dla innych osób oczach ślizgona i czekoladowych źrenicach Hermionki. [W razie gdyby ktoś nie pamiętał z biologii, źrenica to jest to czarne na samym środku oka – to otwór, który rozszerza się lub zwęża w zależności od tego, ile światła jest w otoczeniu. Zawsze jest czarna, bo światło wewnątrz oka jest pochłaniane przez tkanki. Ale u Hermiony najwyraźniej w oczach jest czekolada niepochłaniająca światła.]
I cóż…Tak już było do końca roku szkolnego. [Do końca roku szkolnego łazili korytarzami. Howart jest naprawdę porąbany topograficznie.] Rano, ostatniego dnia w Hogwarcie, dnia, w którym miał się odbyć bal, Hermiona otworzyła swe oczęta. [Specjalnie w oczekiwaniu na tę chwilę trzymała je zamknięte przez pozostałe dni roku szkolnego.] Była wtulona w ciepłe ciało swojego blondwłosego chłopaka. [Malfoy już któryś raz niespodziewanie umarł.] Jego powieki lekko drżały, a twarz wydawała się dziwnie niewinna jak na takiego chłopaka. [To dobry chłopak był i letko drżył…] Dziewczyna czule pogłaskała Dracona po policzku. Cieszyła się z każdej chwili z nim spędzonej, niedługo koniec szkoły, ale…No właśnie, kończył się rok szkolny, co równało się z ich rozstaniem. [Nic nie równało się z ich rozstaniem. Takie to było, panie, rozstanie!] Dlatego też, dziewczyna była smutna. Malutka łza popłynęła po jej brzoskwiniowej twarzy [Głowa Hermiony jest cała jasnożółta, pokryta meszkiem i ma w środku pestkę zamiast mózgu.] i spadła na usta chłopaka. Malfoy obudził się. Spojrzał na Hermionę i uśmiechnął się. Po chwili podniósł głowę z poduszki i złożył na jej ustach delikatny pocałunek. [Ciekawe, czy Hermiona była bardzo zazdrosna, że Malfoy podnosi z poduszki jakieś głowy i je całuje.]
- Czym się martwisz, panno piękna?
- Hmm…Ciekawe określenie. Widzisz…Już koniec szkoły.
- I? Czy to nie powód do szczęścia?
- No, bo…Żegnam się już na zawsze z tymi murami. Z dyrektorem, salami i częścią mojego życia. Moim drugim domem. Poza tym…Ciebie też muszę pożegnać.
- A to, czemu?
- No, pomyśl sam. Jak moglibyśmy być razem? To niemożliwe. Twoi rodzice nawet nie wypuszczą cię z domu, kiedy dowiedzą się, że idziesz do szlamy. [Od samego początku tego fanfika autorka nie wspomniała, że Malfoy jest podłączony na stałe do wariografu.] Tym bardziej nie wpuszczą mnie do ciebie. Trudno będzie się umawiać. To wszystko po prostu wygaśnie.
- Nie smuć się. Już mówiłem, wszystko będzie dobrze, obiecuje.
- Niby jak?
- Zaufaj mi.
- Taa… [Rzekła Hermiona, bekając donośnie i ocierając zalaną piwem bujną brodę.]
- Zaufaj, powiedz, że mi ufasz. [– Ufam – odrzekł czule Ignacy Zaufaj.]
- Ufam ci, Draco.
- No, tak lepiej. A teraz szykuj się na ostatnie lekcje i prawie ostatnie spotkanie z naszymi „kochanymi” nauczycielami. [Łooo, Malfoy umie mówić cudzysłowy. Ja to dopiero uczę się dwukropków.]
- Ok.
Tak więc, dwójka młodych ludzi po raz ostatni szła na lekcje w tej magicznej szkole. Hermiona „połykała” wzrokiem prawie każdy milimetr zamku. [Prawie każdy milimetr. Co ósmy milimetr omijała wzrokiem.] Każdą ścianę, obraz, dziurę, szczelinę…Wszystko. Chciała zapamiętać cały zamek. Chciała pamiętać go bardzo dokładnie.
Kiedy tylko wszystkie lekcje się skończyły, uczniowie ruszyli na obiad. W WS panował niezwykły harmider spowodowany końcem roku szkolnego. [Mam wrażenie, że gdzieś już słyszałem o tym końcu roku szkolnego.] Wszyscy uczniowie byli roześmiani, szczęśliwi i jednocześnie zmęczeni całą tą nauką. Usiedli przy stołach. Draco usiadł obok Hermiony przy stole Gryffindoru witając się przedtem z Harrym i Ronem. [Co to znaczy „witając się przedtem”? Nie można tak używać imiesłowów przysłówkowych współczesnych. „Witając się przedtem z Harrym i Ronem”. Cóż, może po prostu Malfoy wziął leżący w pobliżu przedt i przywitał się nim z Harrym i Ronem.] Po chwili, kiedy wreszcie zapanowała cisza, przemówił dyrektor.
- Moi kochani! Cóż, nastał kolejny koniec roku. Przed niektórymi z was był to pierwszy rok w tej szkole [Była taka grupka uczniów, przed którymi ten rok stał i miał głupią minę, bo był pierwszy w tej szkole.], dla niektórych ostatni (spojrzał na Święta [I poczuł ich magię z Coca-Colą.] trójcę z czułością)! Mam nadzieję, że wszystkim wam było tu dobrze w tym roku, bo w następnym będzie jeszcze lepiej! [Nawet jak na zdanie czysto retoryczne brzmi kretyńsko. „Mam nadzieję, że jest dobrze, bo będzie jeszcze lepiej”. To tak, jak „Mam nadzieję, że obiad ci smakuje, bo zaraz będzie ci jeszcze bardziej smakował”.] Za chwilę opowiem o balu z okazji zakończenia roku szkolnego, ale najpierw…(bla, bla, bla…). [Potem ple, ple, ple, a na końcu tramtamtam tramtadrata.]
Dyrektor zaczął przydzielać punkty, opowiadać o mężności i odwadze PEWNYCH uczniów i takie tam. [Techniki narracyjne rodem z „Trudnych spraw”.] Potem powiedział o balu, który miał się odbyć o 22 [Cały bal odbędzie się o 22:00 – trwać ma mniej niż 60 sekund. Blitzball.] i trwać do 3 w nocy, a wpuszczani byli tylko uczniowie klas 7 ( i niektórych osób z klasy 6). [U autorki nawias powoduje automatyczną zmianę przypadku (całkiem zresztą błędnej).] W to popołudnie [Najlepsze popołudnia są właśnie od 22:00 do 3:00.] właśnie te klasy mogły spokojnie wychodzić z zamku do Hogsmade (inne za pozwoleniem). [Pozwolenie udzielane było zawsze niespokojnie.] Na te właśnie słowa czekały wszystkie dziewczyny. [Słowa? Jakie słowa? Nikt nic nie powiedział. Ach, te didaskalia napisane atramentem sympatycznym.] Ginny i Hermiona wyleciały z uśmiechem na ustach z WS PRZYGOTOWAĆ się do zakupów. [Tym razem „Dlaczego ja?”] Zdezorientowani chłopcy patrząc na siebie, również wstali i spokojnym krokiem ruszyli na błonia. [Cały czas patrząc na siebie, zdezorientowani szli spokojnie. Istny dom wariatów… I imiesłowów współczesnych.]
- Co to miało być? –Zagadnął Draco.
- Wiesz…Takie są te nasze dziewczyny. –Odpowiedział z uśmiechem Harry.
Po godzinie do śmiejących się chłopców dołączyły dziewczyny. [Hermiona, zdaje się, zaraziła Harry’ego, Rona i Malfoya permanentnym śmiechem – żeby godzinę śmiać się ze stwierdzenia „Takie są te nasze dziewczyny”…] W piątkę poszli do miasteczka obok Hogwartu na „zakupowe szaleństwo”.

[Język całego tego rozdziału jest tak naiwny, że dałby sobie wcisnąć pas odchudzający z Telezakupów Mango.]

wtorek, 31 marca 2015

"Chłop szuka żony"

Dzisiejszy odcinek jest o tym, że... nakreśla sytuację, w której... eee... jest w nim poruszony temat...

Cóż, wygląda na to, że cały ten rozdział jest dokładnie o niczym. Są w nim naleśniki, chłopy i nawet jedna baba, ale oprócz jednego tajemniczego planu Malfoya nic się tu nie dzieje.

Ważnym natomiast szczegółem jest fakt, że te czerwone komentarze, które widzicie w tekście poniżej, są autorstwa mojej ukochanej dziewczyny. Najpierw mówiła, że nie zrobi nawet jednego, a potem wysłała tekst z pięcioma. Jak na studentkę matematyki - nie najlepiej.

Nie ma co dłużej dywagować. Jedziem z tym śledziem! Oryginalny tekst pod tym adresem.

Tekst bez poprawek:
Hermiona i Draco obudzili się wcześnie. Przyjaciele brązowowłosej jeszcze spali. Dziewczyna przeciągnęła się i wyszła spod koca. Draco kręcił się po kuchni. Znowu próbował zrobić coś do jedzenia. Hermiona przerażona ta myślą szybko pobiegła do kuchni.
- Draco!
- Co?
- Proszę, błagam…Nie próbuj zabierać się do gotowania. Wiesz ile zmywa się przypaloną patelnię?
Draco na te słowa zrobił dziwna minę a po chwili wybuchł niepohamowanym śmiechem. Do kuchni wparowali zaspani Harry i Ron. Spojrzeli na Hermionę, a po sekundzie ich wzrok wlepił się w śmiejącego się Dracona, który miał na sobie bokserki i kuchenny fartuszek. Kiedy tylko uwierzyli w to, co widzą zaczęli ryć się na całego.
- Wi…Widzisz to Harry?! –krzyczał rozbawiony Ron.
- Tak…Ma…Malfoy w fartuszku!
Cała trójka chłopów pokładała się ze śmiechu. Tylko Hermiona stała po środku pomieszczenia i sama nie wiedziała czy śmiać się, czy lepiej płakać. Jednak kiedy tylko zobaczyła minę swojego chłopaka wpatrującego się w jej przyjaciół, zdecydowała się na pierwsze. Wybuchła histerycznym śmiechem. I śmiałaby się tak pewnie do dziś, gdyby nie Malfoy zatykający jej usta gorącym pocałunkiem. Gryfonka przestała się śmiać, oddając romantyczny gest.. Na ten widok jej przyjaciele również przestali wydawać z siebie te czyste dźwięki. Zerknęli na całującą się parę i spojrzeli po sobie. Oboje pogodzeni już z miłością ślizgona i gryfonki, po prostu wyszli z kuchni, udając, że nic nie widzą.
Miona objęła ślizgona za szyje, ale po chwili się opanowała. Siedząc już na stole, cmoknęła blondyna w policzek i wstała.
- Draco…
- Hmm?
- Oddaj mi proszę ten fartuch, dobrze?
- Ale…
- Cicho. Ja robię ci pyszne śniadanko a ty spokojnie usiądziesz na krzesełku, dobrze? Zaraz ci dam śliniaczek. –Malfoy zdębiał słysząc jak Hermiona mówi słodkim głosem jak do małego dziecka. W mig wyczarowała śliniak dla malutkich mugoli oraz czarodziei i założyła go na szyje oniemiałego chłopaka. Ten po chwili oprzytomniał. Obejrzał swój śliniak i skierował swój wzrok na dziewczynę. Jego „ubiór” po chwili zniknął.
- Będziesz dobrą matką.
- Skąd wiesz? – Miona zachichotała.
- Po twoim kojącym głosie i takiej czułości…Zresztą, ty we wszystkim jesteś dobra, Granger. Jesteś w końcu kujonką.
- Bycia matką nie da się nauczyć, Draco. Ale i tak dziękuje za komplement. Chociaż, wiesz…Ja raczej nie będę mieć dzieci.
Hermiona podeszła do lodówki i wyjęła z niej jajka i mleko, zamierzała zrobić naleśniki. Wyjęła z szafki mąkę i położyła na blacie kuchennym.
- A to czemu? –Podjął dalszą rozmowę Draco.
- No bo…-Mionka się zaczerwieniła –Po pierwsze nie mam z kim…A po drugie po, co mieć dzieci z kimś kogo się nie kocha?
- To nie kochasz mnie? –Szepnął Malfoy sam do siebie.
- Co?
- Nic, nic…Mówiłem, że to szkoda.
- Co masz na myśli? –Hermiona zaczęła robić ciasto na naleśniki.
- Nieważne…
Dziewczyna westchnęła i zabrała się do robienia śniadania. W tym czasie Malfoy obserwował swą ukochaną i myślał jak tu zrealizować swój plan.
- Harry, jesteś pewien, że on naprawdę jest w porządku?
- Jasne, że tak. Popatrz tylko jak się na nią patrzy. Z taką…
- Miłością.- Dokończył Ron za przyjaciela.
- No właśnie. Na pewno nic jej nie zrobi.
Po paru chwilach z kuchni rozległ się melodyjny głos Hermiony wołającej na śniadanie.

Zanim przyjaciele brązowowłosej dotarli do kuchni, Draco doskoczył do dziewczyny łapiąc ją w pasie. Przytulił ją mocno do siebie a ona położyła mu głowę na torsie.
- Hermi, czy oni musza psuć mi taka romantyczną chwilę i jeść z nami śniadanie?
- Co jest romantycznego w śniadaniu?- Zaśmiała się Hermiona.
- Wszystko jest romantyczne jeśli jesteś tam ty. To, co? Muszą z nami jeść?
- Nie dramatyzuj.
Do kuchni właśnie weszli chłopcy. Draco cicho mruknął coś pod nosem i szepnął głośniej: No i za późno.
Cała czwórka zjadła śniadanie w jako takiej miłej atmosferze. Kiedy wszyscy się ubrali, poszli razem na lekcje. Po raz pierwszy w życiu. Święta trójca Hogwartu i ślizgon…

--- Hermione & Draco story ---
czapter śiks-ęd-ferty


Hermiona i Draco obudzili się wcześnie. Przyjaciele brązowowłosej jeszcze spali. Dziewczyna przeciągnęła się i wyszła spod koca. [Niczym potwór z Loch Ness.] Draco kręcił się po kuchni. [Jeszcze przed chwilą był w łóżku. Taliportuje się czy kie licho…] Znowu próbował zrobić coś do jedzenia. Hermiona przerażona ta myślą szybko pobiegła do kuchni. [Scena komiczna wprowadzona subtelnie niczym republika we Francji.]
- Draco!
- Co?
- Proszę, błagam…Nie próbuj zabierać się do gotowania. [Myślę, że Draco robił taki test, czy Hermiona nadaje się na kurę domową. Chyba zdała.] Wiesz ile zmywa się przypaloną patelnię? Draco na te słowa zrobił dziwna minę a po chwili wybuchł [Niestety, słowa „mina” i „wybuchł” są w tym zdaniu zbyt blisko siebie…] niepohamowanym śmiechem. Do kuchni wparowali zaspani Harry i Ron. Spojrzeli na Hermionę, a po sekundzie ich wzrok wlepił się w śmiejącego się Dracona, [Wzrok samowlepny.] który miał na sobie bokserki i kuchenny fartuszek. Kiedy tylko uwierzyli w to, co widzą zaczęli ryć się na całego. [A potem chować do norki uzbierane zapasy.]
- Wi…Widzisz to Harry?! –krzyczał rozbawiony Ron. [Tak, autorko, już mniej więcej pojęliśmy, że Ron jest rozbawiony.]
- Tak…Ma…Malfoy w fartuszku! [Powyższy dialog jest przeznaczony dla tych spośród Czytelników, którym zdarzyło się zapomnieć, że Malfoy był w fartuszku. Ze swojej strony dodam, że Malfoy był w fartuszku.]
Cała trójka chłopów [Myślałam, że to tylko domek, a tymczasem to całe gospodarstwo rolne!] [Typowa hogwarcka familia. Trójka chłopów i ona. Jak u Reymonta, tylko z dodatkowym chłopem.] pokładała się ze śmiechu. Tylko Hermiona stała po środku pomieszczenia i sama nie wiedziała czy śmiać się, czy lepiej płakać. Jednak kiedy tylko zobaczyła minę swojego chłopaka wpatrującego się w jej przyjaciół, zdecydowała się na pierwsze. [Po dwukrotnym rozważeniu wszystkich za i przeciw oraz tajnym głosowaniu.] Wybuchła histerycznym śmiechem. I śmiałaby się tak pewnie do dziś, [Ewentualnie z przerwami na toaletę.] gdyby nie Malfoy zatykający jej usta gorącym pocałunkiem. [Forma imiesłowu wskazuje na to, że Malfoy do dziś zatyka jej usta. Próbują chyba pobić rekord Guinessa w nieodzywaniu się przez kobietę na czas.] Gryfonka przestała się śmiać, oddając romantyczny gest.. Na ten widok jej przyjaciele również przestali wydawać z siebie te czyste dźwięki. [I zaczęli charkać, pluć i stękać.] Zerknęli na całującą się parę i spojrzeli po sobie. [„Hej, Harry, a może i my tak…”] Oboje pogodzeni już z miłością ślizgona i gryfonki, po prostu wyszli z kuchni, udając, że nic nie widzą. [To jest pan Krzysztof Jarzyna ze Szczecina. Co złego, to nie my.]
Miona objęła ślizgona za szyje, ale po chwili się opanowała. [W końcu nie przystoi obejmować kogoś za kilka szyj naraz.] Siedząc już na stole, cmoknęła blondyna w policzek i wstała. [Siedząc na stole, wstała. Autorka zdecydowanie kocha imiesłowy.]
- Draco…
- Hmm?
- Oddaj mi proszę ten fartuch, dobrze? [„Oddaj fartucha”!]
- Ale…
- [Przykro mi, odpadasz z MasterChefa.] Cicho. Ja robię ci pyszne śniadanko a ty spokojnie usiądziesz na krzesełku, dobrze? Zaraz ci dam śliniaczek. –Malfoy zdębiał słysząc jak Hermiona mówi słodkim głosem jak do małego dziecka. W mig wyczarowała śliniak dla malutkich mugoli oraz czarodziei [Można było wprawdzie powiedzieć „ludzi”, ale to by nie było dostatecznie segregacyjne.] i założyła go na szyje oniemiałego chłopaka. Ten po chwili oprzytomniał. Obejrzał swój śliniak i skierował swój wzrok na dziewczynę. Jego „ubiór” po chwili zniknął.
- Będziesz dobrą matką. [Zwłaszcza jeśli twój osiemnastoletni syn będzie paćkał się jedzeniem – możesz wtedy zawsze wyczarować mu śliniak.]
- Skąd wiesz? – Miona zachichotała.
- Po twoim kojącym głosie i takiej czułości…Zresztą, ty we wszystkim jesteś dobra, Granger. Jesteś w końcu kujonką.
- Bycia matką nie da się nauczyć, Draco. Ale i tak dziękuje za komplement. Chociaż, wiesz…Ja raczej nie będę mieć dzieci.
Hermiona podeszła do lodówki i wyjęła z niej jajka i mleko, zamierzała zrobić naleśniki. [Uwaga, zamierzała zrobić naleśniki. To wyjaśnienie fabularne pojawienia się jajek i mleka.] Wyjęła z szafki mąkę [Wiedziałem, że czegoś brakowało w tych naleśnikach…] i położyła na blacie kuchennym. [A myślałem, że na blacie stolarskim.]
- A to czemu? –Podjął dalszą rozmowę Draco.
- No bo…-Mionka się zaczerwieniła –Po pierwsze nie mam z kim…A po drugie po, co mieć dzieci z kimś kogo się nie kocha? [Logiczne. Po pierwsze, nie mam z kim, po drugie, mam z kim, tylko go nie kocham, a po trzecie, kocham go, ale nie mam z kim.]
- To nie kochasz mnie? –Szepnął Malfoy sam do siebie. [I natychmiast zapewnił sam siebie, że miłuje się uczuciem niezłomnym.]
- Co?
- Nic, nic…Mówiłem, że to szkoda.
- Co masz na myśli? –Hermiona zaczęła robić ciasto na naleśniki. [TAK, WIEMY, ŻE NA CHOLERNE NALEŚNIKI]
- Nieważne…
Dziewczyna westchnęła i zabrała się do robienia śniadania. W tym czasie Malfoy obserwował swą ukochaną i myślał jak tu zrealizować swój plan. [Może następnym razem przypalę garnek, to i herbatę będzie za mnie robiła?]
- Harry, jesteś pewien, że on naprawdę jest w porządku? [Czy na pewno jesteś pewien, że naprawdę serio wybierasz odpowiedź „C”?]
- Jasne, że tak. Popatrz tylko jak się na nią patrzy. Z taką…
- Miłością.- Dokończył Ron za przyjaciela.
- No właśnie. Na pewno nic jej nie zrobi. [Cóż, w każdym razie na pewno nie zrobi jej naleśników.]
Po paru chwilach z kuchni rozległ się melodyjny głos Hermiony wołającej na śniadanie. [Mezzosopranem.]

Zanim przyjaciele brązowowłosej dotarli do kuchni, [Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę.] Draco doskoczył do dziewczyny łapiąc ją w pasie. Przytulił ją mocno do siebie [A już myślałem, że przytulił ją mocno do kogoś innego.] a ona położyła mu głowę na torsie.
- Hermi, czy oni musza psuć mi taka romantyczną chwilę i jeść z nami śniadanie?
- Co jest romantycznego w śniadaniu?- Zaśmiała się Hermiona. [Jestem bowiem tępą gryfonką i nie rozumiem, co jest romantycznego w śniadaniu we dwójkę.]
- Wszystko jest romantyczne jeśli jesteś tam ty. To, co? Muszą z nami jeść? [Powiedzmy im po prostu, że bufet już zamknięty.] [Niech żrą w stodole, ćwoctwo. I tak to tylko dwójka chłopów.]
- Nie dramatyzuj.
Do kuchni właśnie weszli chłopcy. [Ubrani w pończoszki, mundurki szkolne i wyposażeni w pokaźnych rozmiarów wyprawkę szkolną.] Draco cicho mruknął coś pod nosem i szepnął głośniej: No i za późno.
Cała czwórka zjadła śniadanie w jako takiej miłej atmosferze. [Jako taka miła atmosfera, znana też jako ostrożnie optymistyczna ekstaza.] Kiedy wszyscy się ubrali, poszli razem na lekcje. Po raz pierwszy w życiu. Święta trójca Hogwartu i ślizgon… [Teologowie próbowali później wysnuwać teorie, jakoby Malfoy był szatanem pod postacią ślizgona, który skusił Harry’ego i Rona do zjedzenia usmażonych przez pramatkę Hermionę naleśników z patelni poznania dobra i zła.]

[A teraz, ponieważ w tym odcinku zabrakło tradycyjnego już od kilku rozdziałów wiersza, oto segment końcowy, będący jednocześnie rymowanym podsumowaniem całości:

Jedzą, piją, rondle palą
I ryją się na całego.
Mało domku nie rozwalą
Chłopy i Hermi z kolegą.

- Granger, dobra przyszła matko! -
Malfoy rzecze do Hermiony;
Że zaś ta niechętna dziatkom
Podliz niezbyt jest trafiony.

- Oddaj fartuch - Hermi na to -
i odłóż go tam, gdzie wisiał!
Mija zima, wiosna, lato
A ta śmieje się do dzisiaj.]

środa, 21 stycznia 2015

Wielka walka wilka

Pomyliłem się: jednak nie był to przedostatni rozdział - po prostu był ostatni na stronie, więc założyłem, że będzie po nim jeszcze tylko jeden. Nie wiem zupełnie, dlaczego - przestałem próbować to zrozumieć. Podobnie jak cały ten fanfik. Wczoraj był trzeci dzień z rzędu, kiedy spałem jakieś dwie godziny, więc w mojej makówie działy się prawdopodobnie rzeczy nieopisane. Ale dość o tym.
W dzisiejszym odcinku: zimne, ciężkie posadzki, dysonans poznawczy Harry'ego oraz śmierciożerca Śmierciożerca Śmierciożerca, a także największa w całym fanfiku walka... z przeziębieniem. Zapraszam do lektury. Ale nie tego.

Tekst bez poprawek:
Wraz z dyrektorem zbiegali ze schodów. Wszędzie pojawiali się śmierciożercy. Właściwie to nie było ich dużo, ale ciągle się przemieszczali. Znokautowani i ranni uczniowie leżeli na zimnej podłodze. Inni dzielnie walczyli pokazując cały swój talent i umiejętności. Jednak każdy wie, że bardzo trudno pokonać smierciożercę. Tym bardziej uczniom trudniej to zrobić. Tylko kilku z nich potrafi długo walczyć z poplecznikami Voldemorta. I na pewno był to Harry, Hermiona i Ron.

Weasley dzielnie walczył. Bronił siebie i siostrę, która jednak sama nieźle sobie radziła. Oraz parę innych słabszych od niego osób. Jednak smutno mu było walczyć bez świadomości, że w każdej chwili zjawi się Harry lub Hermiona i pomogą mu. Nagle Śmierciożerca trafił go. Ron upadł na ciężką posadzkę. Poczuł ból w ramieniu. Śmierciożerca już prawie rzucił niewybaczalne zaklęcie kiedy…
- Expeliarmus!!
- Ron, nic ci nie jest? – Nad rudowłosym stała Hermiona. Patrzyła na niego z troską w oczach. Za nią stali Draco i Harry. Oboje dzielnie bronili swojej ukochanej (w końcu oboje byli w niej zadurzeni). Ron się uśmiechnął. Mimo takiej sytuacji był szczęśliwy. W końcu jego najlepsi przyjaciele tu byli.
- Wszystko ok. Dziękuje Hermi.
- Sprawiłeś mi wielka przykrość, Ronaldzie. –odpowiedziała ostrym tonem.- Byłeś okropny. Nikt jeszcze tak na mnie nie mówił. Stałeś się gorszy od Malfoya –Jadowitym głosem wrzucała mu wszystko, co zrobił. Ron czuł się przez to potwornie. Widział w jej oczach żal.
- Jednak jesteś moim przyjacielem, Ron. –Jej ton stał się łagodny – I nigdy o tym nie zapominaj. –Podała mu rękę. Rudowłosy wstał i uściskał przyjaciółkę.
- Długo tak jeszcze będziecie się przepraszać?! Tu się walczy! –Wrzasnął Draco. Ron się skrzywił, a Hermiona uśmiechnęła pod nosem.
- Już idę, kochanie…Skoro nawet bić się nie umiesz sam…

Bitwa była trudna. Jednak dzięki pomocy czwórki dzielnych czarodziejów, dobro znów wygrało. Wielu śmierciożerców udało się zamknąć w Azkabanie. Inni uciekli. Lub zginęli. Niektórzy z ręki Wybrańca. Kiedy tylko udało się wygrać, nauczyciele zajęli się uczniami. Ci, którzy byli ciężko ranni trafili do Munga, jednak większość nie skończyła aż tak źle. Nikt nie umarł. Czwórka uczniów (nielicznych bez większych ran) szła za McGonagall. Draco obejmował czule spoconą gryfonkę i co chwila całował ją w rozgrzane czoło. Ron patrzył na to już z mniejszą urazą. Zwłaszcza, że Malfoy parę razy uchronił mu tyłek. Harry uśmiechał się od ucha do ucha, chociaż serce pękało mu z żalu i zazdrości. Bardzo kochał Hermi. Widział jednak, że Draco nie zrobi jej krzywdy. Że również ją kocha i ona kocha jego.
Doszli do gabinetu McGonagall. Kazała im usiąść na czerwonych fotelach.
- Ciasteczko? –Spytała ich. Kiedy pokręcili przecząco głowami, zaczęła mówić. –Cóż, jestem z was bardzo dumna. Cieszę się, że nam pomogliście. Kolejny raz wchodząc tam, gdzie nie trzeba…Ale, pomogliście. Pierwszy raz gratuluje panu Malfoyowi. Nie wiem, co z nim zrobiłaś Hermiono, ale naprawdę się zmienił. – Miona uśmiechnęła się promiennie, a Draco zaczerwienił się (dziwne). – Oczywiście zostaniecie nagrodzeni odpowiednią ilością punktów. I odejmę wam tez po 10 za pakowanie się w kłopoty.
- Ale ja..- Ron zaczął się tłumaczyć, że go tam nie było.
- Panu odejmę za kłótnie z najlepszymi przyjaciółmi, i to, że jest pan ich przyjacielem.
No a teraz do łóżek!
Wszyscy wyszli i ruszyli w stronę domku Hermiony i Draco.
- Ja tego nie rozumiem…Odjęła mi punkty, bo się z wami kłóciłem i za to, że się z wami przyjaźnię…
Harry i Hermiona roześmiali się.
Kiedy Harry i Ron poszli już spać, Hermiona usiadła na kanapie.
- Draco…
- Hmm?
- I, co teraz?
- Jak to, co?
- No…Niedługo skończy się Hogwart. Ja pójdę w swoją stronę a ty w swoją…
Draco usiadł obok niej. Przyciągnął ją do siebie i pocałował w czubek głowy. Nie chciał jej jeszcze zdradzić swoich planów.
- Nie wiem…Ale nie przejmuj się. Wszystko będzie dobrze. Zaparzyć ci herbaty?
- Tak. Tylko tej z bonusem.
- Jakim bonusem.
- Takim jakim wymyślisz. – Hermiona uśmiechnęła się znacząco. Draco zrozumiał. Poszedł do kuchni dziwiąc się ile to się tego dnia zdarzyło.

Hermione & Draco story
--- czapter fajf-ęd-ferty ---


Wraz z dyrektorem zbiegali ze schodów. Wszędzie pojawiali się śmierciożercy. Właściwie to nie było ich dużo, [Ale byli naprawdę obszerni, dlatego pojawiali się wszędzie.] ale ciągle się przemieszczali. [Co było dziwne, jako że – jak wiadomo – najlepszą metodą napadania na zamek jest siedzieć w jednym pomieszczeniu i pokazywać język obrońcom.] Znokautowani i ranni uczniowie leżeli na zimnej podłodze. [Temperatura podłogi jest w tej chwili najbardziej istotnym czynnikiem. Trzeba pokonać śmierciożerców, bo uczniowie, którzy leżą, mogą dostać wilka.] Inni dzielnie walczyli pokazując cały swój talent i umiejętności. [Nawet w obliczu śmierciożerców niektórzy po prostu się popisują. Hogwarcka gimbaza.] Jednak każdy wie, że bardzo trudno pokonać smierciożercę. [Wszyscy we wsi wiedzą, że trudno pokonać śmierciożercę. Dlatego zawsze idziemy na niego kupą, z wodą święconą, czosnkiem i kołkami.] Tym bardziej uczniom trudniej to zrobić. Tylko kilku z nich potrafi długo walczyć z poplecznikami Voldemorta. [Tylko ci, którzy przeszli do drugiego etapu wojewódzkiej olimpiady śmierciożercożerców.] I na pewno był to Harry, Hermiona i Ron. [Był to Harry, Hermiona i Ron. Jeden uczeń w trzech osobach. Albo trzy osoby w jednym uczniu. Zdania teologów są podzielone.]
Weasley dzielnie walczył. [Miał nadzieję, że dostanie potem ciastko i naklejkę z napisem „Dzielny pacjent”.] Bronił siebie i siostrę, która jednak sama nieźle sobie radziła. Oraz parę innych słabszych od niego osób. [Powitajmy powyższe wyrażenie rzeczownikowe w gronie zasłużonych zdań samodzielnych. Brawo! Pracuj wytrwale, a wkrótce otrzymasz swoje orzeczenie.] Jednak smutno mu było walczyć [Fightin’ with tears in my eyes…] bez świadomości, że w każdej chwili zjawi się Harry lub Hermiona i pomogą mu. Nagle Śmierciożerca trafił go. [Hej, zaraz. Wcześniej nazwa „śmierciożercy” była pisana małą literą. Czy ten facet po prostu tak się nazywa? „Dzień dobry, nazywam się Śmierciożerca Śmierciożerca i jestem śmierciożercą.”] Ron upadł na ciężką posadzkę. [Wiedział, że jest ciężka, bo próbował ją wcześniej zerwać, żeby uczniowie, którzy na niej leżeli, nie dostali wilka.] Poczuł ból w ramieniu. Śmierciożerca już prawie rzucił niewybaczalne zaklęcie kiedy… [Dlaczego ten głupi śmierciożerca od razu nie rzucił Avada Kedavra? Czym w takim razie trafił Rona w ramię – kawałkiem posadzki?]
- Expeliarmus!!
- Ron, nic ci nie jest? – Nad rudowłosym stała Hermiona. Patrzyła na niego z troską w oczach. Za nią stali Draco i Harry. Oboje [Gdyż Malfoy został kobietą w wyniku niezbyt fortunnego zaklęcia śmierciożercy.] dzielnie bronili swojej ukochanej (w końcu oboje byli w niej zadurzeni). Ron się uśmiechnął. Mimo takiej sytuacji był szczęśliwy. W końcu jego najlepsi przyjaciele tu byli. [Choć autorka prawdopodobnie nigdy nie brała udziału w takiej walce i nie zna się na hormonach, tylko na Hermionach, to jednak nie trzeba być Panią Psycholog od Karnego Jeżyka, żeby domyślić się, że do uczuć przeżywanych w czasie walki nie należą szczęście i smutek.]
- Wszystko ok. Dziękuje Hermi.
- Sprawiłeś mi wielka przykrość, Ronaldzie. –odpowiedziała ostrym tonem.- Byłeś okropny. Nikt jeszcze tak na mnie nie mówił. Stałeś się gorszy od Malfoya [Obgaduje swojego chłopaka za jego plecami.] –Jadowitym głosem wrzucała mu wszystko, co zrobił. [Ron wyraźnie słyszał wrzut w głosie Hermiony.] Ron czuł się przez to potwornie. Widział w jej oczach żal.
- Jednak jesteś moim przyjacielem, Ron. –Jej ton stał się łagodny – I nigdy o tym nie zapominaj. –Podała mu rękę. Rudowłosy wstał i uściskał przyjaciółkę.
- Długo tak jeszcze będziecie się przepraszać?! Tu się walczy! –Wrzasnął Draco. Ron się skrzywił, a Hermiona uśmiechnęła pod nosem. [Wszystko to jest bardzo realistyczne. Na wojnie jest naprawdę dużo czasu na ironię.]
- Już idę, kochanie…Skoro nawet bić się nie umiesz sam…
Bitwa była trudna. Jednak dzięki pomocy czwórki dzielnych czarodziejów, dobro znów wygrało. [A teraz, dzieci, idziemy spać.] Wielu śmierciożerców udało się zamknąć w Azkabanie. Inni uciekli. Lub zginęli. [Widzisz, wyrażenie rzeczownikowe sprzed kilku komentarzy? To zdanie dostało już swoje orzeczenie. Pracuj wytrwale!] Niektórzy z ręki Wybrańca. [Ale Neo nigdy nie lubił zabijać agentów.] Kiedy tylko udało się wygrać, nauczyciele zajęli się uczniami. Ci, którzy byli ciężko ranni trafili do Munga, jednak większość nie skończyła aż tak źle. Nikt nie umarł. Czwórka uczniów (nielicznych bez większych ran) szła za McGonagall. [Ludziska, wylejta mi na oczy wódkie, bo nie widzę: czy autorka naprawdę napisała nazwisko McGonagall prawidłowo?!] Draco obejmował czule spoconą gryfonkę i co chwila całował ją w rozgrzane czoło. [Hermiona chyba dostała tego wilka i się przeziębiła.] Ron patrzył na to już z mniejszą urazą. Zwłaszcza, że Malfoy parę razy uchronił mu tyłek. [Niejeden już raz Śmierciożerca Śmierciożerca miał spuścić Ronowi lanie na goły tyłek, ale Malfoy zawsze ratował sytuację i w ten sposób uchronił mu tyłek.] Harry uśmiechał się od ucha do ucha, chociaż serce pękało mu z żalu i zazdrości. Bardzo kochał Hermi. Widział jednak, że Draco nie zrobi jej krzywdy. Że również ją kocha i ona kocha jego.
Doszli do gabinetu McGonagall. Kazała im usiąść na czerwonych fotelach. [Wybierzcie czerwone fotele. Możecie też usiąść na niebieskich, ale wtedy wrócicie do Matriksa.]
- Ciasteczko? –Spytała ich. Kiedy pokręcili przecząco głowami [Tak naprawdę Harry kręcił głową twierdząco, ale zacofana McGonagall zbytnio tkwi w swoim kontekście kulturowym.], zaczęła mówić. –Cóż, jestem z was bardzo dumna. Cieszę się, że nam pomogliście. [Wszak mogliście po prostu stać i dać się zabić, ale robiliście, co w waszej mocy, by przeżyć i pokonać śmierciożerców. Dziękuję wam za wspaniały dar instynktu samozachowawczego.] Kolejny raz wchodząc tam, gdzie nie trzeba…Ale, pomogliście. [Jak rozumiem, gdyby Harry, Hermiona i Malfoy nie podsłuchali rozmowy Violet, cały ten napad by się nie wydarzył… bo wtedy oni nie poszliby do dyrektora… żeby ostrzec go przed tym napadem… który wtedy byłby bardziej skuteczny… bo dyrektor by o nim nie wiedział…
Fabuła jest zbyt skomplikowana.]
Pierwszy raz gratuluje panu Malfoyowi. Nie wiem, co z nim zrobiłaś Hermiono, ale naprawdę się zmienił. [Malfoy pantoflarz.] – Miona uśmiechnęła się promiennie, a Draco zaczerwienił się (dziwne). [Ja też nie podejrzewałem, że Malfoy ma naczynia krwionośne pod skórą twarzy, ale jednak ma.] – Oczywiście zostaniecie nagrodzeni odpowiednią ilością punktów. I odejmę wam tez po 10 za pakowanie się w kłopoty. [Zabieram wam po 10 punktów za to, że śmierciożercy władowali się do zamku, bo jest to, oczywiście, wasza wina. Ale nie przejmujcie się, wyjdziecie na plus. Odpowiednia ilość minus 10 jest większe od zera.]
- Ale ja..- Ron zaczął się tłumaczyć, że go tam nie było. [Zwala wszystko na kolegów.]
- Panu odejmę za kłótnie z najlepszymi przyjaciółmi, i to, że jest pan ich przyjacielem. [Ma sens. Odpowiedzialność zbiorowa. Jeśli ukradnę batonik ze sklepu, mój kumpel z Katowic idzie siedzieć razem ze mną.]
No a teraz do łóżek! [Idziemy spać, drogie dzieci. Uprzątnięciem pokrwawionych zwłok śmierciożerców zajmie się ktoś inny.]
Wszyscy wyszli i ruszyli w stronę domku Hermiony i Draco.
- Ja tego nie rozumiem…Odjęła mi punkty, bo się z wami kłóciłem i za to, że się z wami przyjaźnię…
Harry i Hermiona roześmiali się. [Z czego się cieszą? To nadal nie ma sensu, autorko.]
Kiedy Harry i Ron poszli już spać, Hermiona usiadła na kanapie. [Powzięła postanowienie noworoczne, że dopóki wszyscy wokół nie pójdą spać, ona będzie stała. Musi wyglądać na twardą.]
- Draco…
- Hmm?
- I, co teraz? [– Nie mam pojęcia – odpowiedział I.]
- Jak to, co?
- No…Niedługo skończy się Hogwart. [21 maja 2012 skończy się Hogwart.] Ja pójdę w swoją stronę a ty w swoją…
Draco usiadł obok niej. Przyciągnął ją do siebie i pocałował w czubek głowy. [Pocałował Hermionę punktowo, w sam czubek głowy.] Nie chciał jej jeszcze zdradzić swoich planów.
- Nie wiem…Ale nie przejmuj się. Wszystko będzie dobrze. Zaparzyć ci herbaty?
- Tak. Tylko tej z bonusem. [Herbata z bonusem +3 do odporności na zmęczenie.]
- Jakim bonusem. [Bonusem-malusem. Im dłużej pijesz herbatę, tym jest tańsza, ale jeśli ją wylejesz i ktoś cię przyłapie, tracisz zniżki.]
- Takim jakim wymyślisz. – Hermiona uśmiechnęła się znacząco. Draco zrozumiał. [Rozumiesz, Draco? Herbata. W niej alkohol na pobudzenie. Potem seks. Może jesteś lekko opóźniony, ale w końcu zrozumiesz, prawda?] Poszedł do kuchni dziwiąc się ile to się tego dnia zdarzyło. [Bardziej bezpłciową końcówkę ma już chyba tylko urwany kabel USB.]

Głosy z zaświatów

Po dłuższym czasie i dodanym wpisie w dzienniku stwierdziłem, że powinienem kontynuować fanfik. Czy wiecie, że to już przedostatni rozdział? Oczywiście, że nie wiecie, bo oprócz autorki i góra dwóch czytelników, którzy czytali to opowiadanie nieironicznie, tylko ja to wiem. Ale chciałem użyć pytania retorycznego. Skoro mowa o wykorzystywaniu środków, to ten rozdział jest bardzo dobrym przykładem tego, jak można do absurdu skomplikować fabułę za pomocą zwrotu akcji, który jest nie tylko nieprawdopodobny, ale też zupełnie zbędny. A także jak nie wprowadzać postaci do sceny.

Oryginał tutaj. Zapraszam do lektury.

Tekst bez poprawek:
Uczniom, którzy właśnie wracali z WS mogło się wydawać dziwne to, że Harry Potter oraz Draco Malfoy pędzą zgodnie w znana sobie tylko sobie stronę. Mniej dziwne było to, że Draco trzymał za rękę brązowowłosą gryfonkę dyszącą cicho ze zmęczenia.
Jednak trójka uczniów nie zważała na ciche pomruki, ciekawskie spojrzenia na plecach oraz palce skierowane w ich stronę. Biegli jak najszybciej się dało do gabinetu dyrektora. Dawniej, kiedy Draco jeszcze nie był z Hermioną, kiedy Ron był przyjacielem dziewczyny…Właśnie rudy biegłby teraz z Harrym i Mioną szkolnym korytarzem. I pewnie to on by teraz narzekał.
- Granger…Osobiście cię zabiję…jak tylko wrócimy do domku…-wydyszał Malfoy.
- Jasne, jasne…A ja jestem królową Anglii.
- Wasza wysokość… - Hermiona cicho prychnęła a Harry i Draco (?!) roześmiali się.
Potter właśnie zaczął widzieć w tym dziwnym chłopaku coś z człowieka, a Malfoy powoli przyzwyczajał się do Harrego.

Ron cały naburmuszony szedł ponuro korytarzem. Był inny. Zmienił się. Niestety na gorsze. Nie umiał już mówić prawdy, nie umiał wyrazić swych uczuć. Chociaż z całego serca kochał Hermionę nie potrafił jej wybaczyć. Nie umiał jej przeprosić…Przestać z niej szydzić. Chciał, ale nie mógł. Coś go powstrzymywało. Plątał się wiec korytarzami i patrzył na obrazy wiszące na kamiennych ścianach zamku. Kiedy wyszedł z zakrętu zobaczył trójkę uczniów biegnących gdzieś. Rozpoznał w nich dwoje swoich przyjaciół i największego wroga…Trzymającego za rękę brązowowłosą… Była taka szczęśliwa. Zmęczona biegiem, ale szczęśliwa. I zakochana. Coś w nim pękło.
- Chyba jednak ją przeproszę…Przecież nie jej wina, że go kocha…
- No, no…Braciszku, wreszcie przejrzałeś na oczy.

Wpadli z impentem do gabinetu Dumbledora. Zaczęli mówić wszyscy naraz. Nie dało się ich zrozumieć, ponieważ trzy głosy tworzyły niezrozumiały bełkot. Albus Dumbledor spojrzał na nich zza swoich okularów połówek i ciężko westchnął.
- Kiedy oni się nauczą? –szepnął do siebie, a powiedział głośniej- Cisza! Nic nie rozumiem z tego waszego hałasu. Niech jedno z was powie, co się dzieje, dobrze?
Trójka uczniów otworzyła usta…Przemówiła jednak Hermiona.
- Panie dyrektorze. Jest naprawdę źle. Violet Rassel to tak naprawdę, Violet Riddle. Jest moją…- wzięła głęboki oddech. Oboje chłopcy złapali ją za ręce.- Ona jest moją siostrą cioteczną. Moim wujkiem jest sam Vol…Voldemort. Nie wiem jak to się stało, ale tak jest. Jednak najgorsze jest to, że…-Dziewczyna nie miała już siły mówić. Po jej pliczku spłynęła samotna łza. Malfoy zaczął mówić za nią.
- Przed chwilą usłyszeliśmy jak Violet rozmawia z Voldemortem – Dziwne, ale w jego ustach to nazwisko zostało przepełnione odrazą i nienawiścią, z jaką nikt jeszcze go nie wymówił. No, może Harry. Draco sam zdziwił się tonem swego głosu, a zanim zdążył się „obudzić”, Harry już mówił.
- Violet ma pana zabić, profesorze. Potem Dracona. Pewnie i Hermionę. A mnie…
- Ciebie zostawi dla Voldemorta. Tak Harry, na pewno tak ma być. Ale czy nie uważasz, że wy MIELIŚCIE usłyszeć ich rozmowę?
Cała trójka zdębiała. Nie pomyśleli o tym. Przecież Voldemort nie jest tak głupi, żeby kontaktować się z Violet w tak dostępnym miejscu.
- Harry…Każdy wie, że ty, Hermiona oraz Ron jesteście najbardziej ciekawskimi i rządnymi przygód osobami w tym zamku. Voldemort tez to wie.
- To była pułapka. Miała nas tu sprowadzić, kiedy…-zaczęła domyślać się Herm.
- Właśnie, kiedy, co? –odpowiedział pytaniem na pytanie staruszek.
- Kiedy ona będzie mogła wpuścić tu śmierciożerców.
- Brawo, panie Malfoy. Dostaje pan 10 punktów.
- Skąd to wiesz, Draco? Przecież tu nie da się dostać bez wiedzy dyrektora.
- Herm… Już wiele razy śmierciożercy się tu dostawali. Mają wśród uczniów swoich szpiegów. Przecież ja tez nim byłem. Miałem zostać śmierciożercą. Tak chce mój ojciec. Bardzo dawno temu pojawiłem się na zebraniu, ale pamiętam, że Czarny…Voldemort mówił coś o jakimś ataku. Swojej tajnej broni…
- Czyli Violet jest jego tajną bronią? –zagadnął Harry.
- Podejrzewam, że tak. Musimy się śpieszyć. A właśnie…Gdzie jest Ron? Pokłóciliście się?


- No wiesz…
- Ron, już dawno powinieneś ją przeprosić. Jak mogłeś tak ją traktować?! Swoją przyjaciółkę!
Weasley patrzył tępo na swoją siostrę. Dopiero teraz zauważył jak skrzywdził gryfonkę. Wcześniej był zbyt zaślepiony nienawiścią. Nienawiścią do Malfoya. A teraz…Nie ma już swojej najlepszej przyjaciółki. Harry też już mu nie ufał. Od samego początku był po stronie Hermiony i bronił jej. Próbował mu wytłumaczyć, że ona ich nie zdradziła. Że nie jest niczego winna. Ale on nie słuchał. Jego rozmyślania przerwał jakiś huk. Na korytarz „wylali” się śmierciożercy. Ron sięgnął po różdżkę i zasłonił sobą Ginny, która już czekała w pozycji bojowej z determinacją na twarzy.

Hermione & Draco story
--- czapter for-ęd-ferty ---


Uczniom, którzy właśnie wracali z WS [Wydział Socjopatii na uniwersytecie w Hogwarcie zaprasza do wzięcia udziału w rekrutacji.] mogło się wydawać dziwne to, że Harry Potter oraz Draco Malfoy pędzą zgodnie w znana sobie tylko sobie stronę. [Ja to bym się bał, gdybym tak biegł i tylko ja wiedziałbym, w którą stronę. Ludzie by ciągle na mnie wpadali, no bo oni by nie wiedzieli. „Uwaga, ten wariat biegnie do przodu!” „Nieprawda, w bok!”, „Nie, do dołu!”] Mniej dziwne było to, że Draco trzymał za rękę brązowowłosą gryfonkę dyszącą cicho ze zmęczenia.
[Kontynuujemy wiersz „Brązowowłosa” z poprzedniej części:
Już ledwie dyszy, już ledwie sapie
A Malfoy dłoń jej ciągnie w swej łapie
Jednak nie dziwią się temu gapie
Nikt nie chce bowiem dostać po papie.]

Jednak trójka uczniów nie zważała na ciche pomruki [„Najjaśniejszy Panie, chłopi zaczynają szemrać przeciwko Waszej Wysokości”. „Nie zważaj, kanclerzu, na te ciche pomruki”.], ciekawskie spojrzenia na plecach [Anatomiczne mutacje w Hogwarcie zrobiły się ostatnio iście makabryczne.] oraz palce skierowane w ich stronę. [Ja wiem, że to metonimia, ale czytając ten tekst, wyobraziłem sobie swobodnie lewitujące bezcielesne palce wycelowane w Malfoya i śmiejące się z niego palczastym śmiechem.] Biegli jak najszybciej się dało do gabinetu dyrektora.
Dawniej, kiedy Draco jeszcze nie był z Hermioną, [Nic tak nie dodaje tempa wartkiej akcji z bieganiem, sapaniem i pomrukami w roli głównej jak retrospekcja i sentymentalne smęty o uczuciach.] kiedy Ron był przyjacielem dziewczyny…Właśnie rudy biegłby teraz z Harrym i Mioną szkolnym korytarzem. [Wystawmy sobie, proszę państwa, tę hipotetyczną sytuację.] I pewnie to on by teraz narzekał.
- Granger…Osobiście cię zabiję…jak tylko wrócimy do domku…-wydyszał Malfoy. [Czekaj no babo, jeno wrócim nazad do chałupy.]
- Jasne, jasne…A ja jestem królową Anglii.
- Wasza wysokość… - Hermiona cicho prychnęła a Harry i Draco (?!) roześmiali się. [Tak, też mam pytaniowykrzyknienie: kto, u licha, powiedział „Wasza Wysokość”? Czy to Hermiona wyprychnęła ten zwrot, czy Malfoy po prostu śmiał się z własnego dowcipu?]
Potter właśnie zaczął widzieć w tym dziwnym chłopaku coś z człowieka, a Malfoy powoli przyzwyczajał się do Harrego.

Ron cały naburmuszony szedł ponuro korytarzem. Był inny. [Tak, już wiemy – naburmuszony.] Zmienił się. Niestety na gorsze. [Jego naburmuszenie wzrosło o 34%.] Nie umiał już mówić prawdy, nie umiał wyrazić swych uczuć. [W 134% naburmuszony, ponuro chodzący kłamca i socjopata. Ron Weasley nie jest dobrym kandydatem na protagonistę. Dokonaj właściwego wyboru. Zagłosuj na Hogwarckie Stronnictwo Lekkiego i Beztroskiego Kroku.] Chociaż z całego serca kochał Hermionę nie potrafił jej wybaczyć. Nie umiał jej przeprosić… Przestać z niej szydzić. Chciał, ale nie mógł. Coś go powstrzymywało. [Nie mogę nie podziwiać literackiego kunsztu autorki, która w opisie biegu stosuje długie zdania złożone, a przy introspekcji w psychologię Rona pluje czterowyrazowymi zdaniami prostymi niczym serią z CKM-u.] Plątał się wiec korytarzami i patrzył na obrazy wiszące na kamiennych ścianach zamku. Kiedy wyszedł z zakrętu [Ron przez ostatnie dwie godziny tkwił w zakręcie. Wtopił się w róg ściany i nie mógł się wydostać.] zobaczył trójkę uczniów biegnących gdzieś. Rozpoznał w nich dwoje swoich przyjaciół i największego wroga…Trzymającego za rękę brązowowłosą… [Trzymającego kogo za brązowowłosą rękę?] Była taka szczęśliwa. Zmęczona biegiem, ale szczęśliwa. I zakochana. Coś w nim pękło.
- Chyba jednak ją przeproszę…Przecież nie jej wina, że go kocha…
- No, no…Braciszku, wreszcie przejrzałeś na oczy. [Aż podskoczyłem. Nie pamiętam, żeby narrator wprowadzał Ginny do sceny, więc zabrzmiało to jak głos z zaświatów.]

Wpadli z impentem do gabinetu Dumbledora. [I zaczęli wymachiwać impentem. Czymkolwiek by nie był ten impent.] Zaczęli mówić wszyscy naraz. Nie dało się ich zrozumieć, ponieważ trzy głosy tworzyły niezrozumiały bełkot. Albus Dumbledor [Albus Dumbledor von Lindor the Conqueror.] spojrzał na nich zza swoich okularów połówek i ciężko westchnął.
- Kiedy oni się nauczą? –szepnął do siebie, a powiedział głośniej- Cisza! Nic nie rozumiem z tego waszego hałasu. Niech jedno z was powie, co się dzieje, dobrze?
Trójka uczniów otworzyła usta… [Rozdają cukierki.] Przemówiła jednak Hermiona. [Przemówiła ludzkim głosem.]
- Panie dyrektorze. Jest naprawdę źle. Violet Rassel to tak naprawdę, Violet Riddle. Jest moją…- wzięła głęboki oddech. Oboje chłopcy złapali ją za ręce. [Ruch LGBT odnosi naprawdę duże sukcesy w lobbowaniu niezrozumiałych neutralnych zaimków.]- Ona jest moją siostrą cioteczną. Moim wujkiem jest sam Vol…Voldemort. Nie wiem jak to się stało, [“Wujku, jak to się stało, że jesteś moim wujkiem?” “Wygrałem casting Polsatu”.] ale tak jest. Jednak najgorsze jest to, że…-Dziewczyna nie miała już siły mówić. Po jej pliczku spłynęła samotna łza. [Gdy Hermiona podliczyła, ile jej zostało do końca miesiąca, ogarnęła ją rozpacz i po jej pliczku banknotów spłynęła samotna łza.] Malfoy zaczął mówić za nią.
- Przed chwilą usłyszeliśmy jak Violet rozmawia z Voldemortem – Dziwne, ale w jego ustach to nazwisko zostało przepełnione odrazą i nienawiścią [Już od miesiąca składam w urzędzie wniosek o przepełnienie mojego nazwiska radością i ciastkami cytrynowymi.], z jaką nikt jeszcze go nie wymówił. No, może Harry. Draco sam zdziwił się tonem swego głosu, a zanim zdążył się „obudzić” [Bo „zasnął”. Na „łóżku”. Metafora dla każdego.], Harry już mówił.
- Violet ma pana zabić, profesorze. [Jeśli już od trzydziestu części autorka nie skapnęła się, że po polsku nie mówi się do nikogo tylko za pomocą jego tytułu naukowego, bez dodawania przed tym „panie”, to już nie ma dla niej nadziei. Magistrze Kowalski, kończymy eksperyment z tym fanfikiem.] Potem Dracona. Pewnie i Hermionę. A mnie…
- Ciebie zostawi dla Voldemorta. Tak Harry, na pewno tak ma być. Ale czy nie uważasz, że wy MIELIŚCIE usłyszeć ich rozmowę?
Cała trójka zdębiała. Nie pomyśleli o tym. Przecież Voldemort nie jest tak głupi, żeby kontaktować się z Violet w tak dostępnym miejscu. [To znaczy gdzie, na stołówce? Przecież Harry, Hermiona i Malfoy podsłuchali jej rozmowę w jakimś opustoszałym pomieszczeniu, w dodatku zamkniętym za pomocą zaklęcia.]
- Harry…Każdy wie, że ty, Hermiona oraz Ron jesteście najbardziej ciekawskimi i rządnymi przygód osobami w tym zamku. Voldemort tez to wie. [Voldermort wie też prawdopodobnie, jak pisze się „żądnymi”, ale się tym nie chwali. Nie jest mu to potrzebne do jego szatańskiego planu.]
- To była pułapka. Miała nas tu sprowadzić, kiedy…-zaczęła domyślać się Herm.
- Właśnie, kiedy, co? [Kiedy w twoim zdaniu jest tyle samo znaków interpunkcyjnych, ile wyrazów, to wiedz, że coś się dzieje.] –odpowiedział pytaniem na pytanie staruszek.
- Kiedy ona będzie mogła wpuścić tu śmierciożerców.
- Brawo, panie Malfoy. Dostaje pan 10 punktów. [I medal ze złotą gwiazdką z napisem „Za zasługi w odkrywaniu bezsensownych, durnych, źle wyjaśnionych i niezbyt prawdopodobnych zwrotów akcji”.]
- Skąd to wiesz, Draco? Przecież tu nie da się dostać bez wiedzy dyrektora. [O ile jeszcze pamiętam książki, to tak naprawdę do Hogwartu nie można było się dostać, bo wokół zamku roztoczona była potężna aura magiczna rozrywająca na strzępy każdego, kto próbował się teleportować. Z drugiej strony o takim rozczłonkowanym delikwencie Dumbledore dowiedziałby się dość szybko, więc jeśli liczy się to jako „wiedza dyrektora”…]
- Herm… Już wiele razy śmierciożercy się tu dostawali. Mają wśród uczniów swoich szpiegów. Przecież ja tez nim byłem. Miałem zostać śmierciożercą. Tak chce mój ojciec. Bardzo dawno temu pojawiłem się na zebraniu, ale pamiętam, że Czarny…Voldemort mówił coś o jakimś ataku. [No tak, oczywiście, wiadomo, że jak tylko jest jakiś atak, to zaraz winni są czarni i islamiści. Parszywy rasizm.] Swojej tajnej broni…
- Czyli Violet jest jego tajną bronią? [Die Violet Wunderwaffe.] –zagadnął Harry. [Swobodnym tonem zagadnął Harry, ponieważ właśnie byli na herbatce.]
- Podejrzewam, że tak. Musimy się śpieszyć. A właśnie…Gdzie jest Ron? Pokłóciliście się?

- No wiesz…[Głos z zaświatów powrócił.]
- Ron, już dawno powinieneś ją przeprosić. Jak mogłeś tak ją traktować?! Swoją przyjaciółkę!
Weasley patrzył tępo na swoją siostrę. Dopiero teraz zauważył [Ja też.] jak skrzywdził gryfonkę. Wcześniej był zbyt zaślepiony nienawiścią. Nienawiścią do Malfoya. [A myślałem, że nienawiścią do czarnych.] A teraz…Nie ma już swojej najlepszej przyjaciółki. [Poziom zrozumienia przez czytelnika, które zaimki odnoszą się do których postaci: 90%.] Harry też już mu nie ufał. [70%.] Od samego początku był po stronie Hermiony i bronił jej. [50%.] Próbował mu wytłumaczyć, że ona ich nie zdradziła. [30%.] Że nie jest niczego winna. Ale on nie słuchał. [10%. UWAGA. KRYTYCZNE NIEZROZUMIENIE ZAIMKÓW. POWYŻSZE ZDANIA ULEGNĄ AUTODEKONSTRUKCJI.] Jego rozmyślania przerwał jakiś huk. Na korytarz „wylali” się śmierciożercy. [Z przyzwoitości celując ptaszkami w stronę ściany.] Ron sięgnął po różdżkę i zasłonił sobą Ginny, która już czekała w pozycji bojowej z determinacją na twarzy.