Jestem chory, co jest wyjątkowo idiotyczne w samym środku lata, ale jestem przy tym bardzo zadowolony - nie dość, że udało mi się wciągnąć w moje podłe machinacje swoją dziewczynę, to jeszcze dowiedziałem się, że jej siostra sama zgłosiła się do komentowania! Zapraszam wobec tego na nowy rozdział, autorstwa, rzecz jasna, autorki, ale z adnotacjami autorstwa MMM (Marty, Małgorzaty i Matejkowskiego). A wiadomo, że każdy lubi emememsy.
Przepraszam za kijowy wstęp, ale jestem wykończony i źle się czuję; mimo wszystko sądzę, że nawet ten wstęp był lepszy niż oryginał tego rozdziału.
Tekst bez poprawek:
Hermione & Draco story
--- czapter eit-ęd-ferty ---
Ginny i Hermiona przeglądały się przed lustrem robiąc ostatnie poprawki w ich wyglądzie. [Nie w swoim – w ich wyglądzie. Znaczy Hermiona krytykowała Ginny, a Ginny zjeżdżała Hermionę.] Hermiona miała piękną sukienkę o bladoróżowym odcieniu z dość długim rozcięciem na boku. [Biedny odcień – nie dość, że nie jest już w modzie, to jeszcze jego wewnętrzne cierpienia uwidoczniły się w sporym pęknięciu w skorupie, w której je dotychczas skrzętnie ukrywał.] Duży dekolt upiększała średniej wielkości różyczka [Lecimy z gradacją, czy może degradacją: duży dekolt – średnia różyczka – małe piersi. Ups, zapędziłam się…], [Zawsze wiedziałem, że różyczka objawia się wysypką na dekolcie. I zaczyna się od średniej wielkości.] a na rękach spoczywały białe rękawiczki , [Rękawiczki Hermiony spoczywały na jej rękach – położone na płasko po zewnętrznej stronie dłoni. Trzymała w nich zapasowe kosmetyki i składaną flaszkę na długi wieczór.] specjalnie dobrane do tej sukni. Głowę dziewczyny zdobił szykowny kok [Tak, jej głowę zdobił szykowny kok, a jej twarz zdobił kształtny nos. Włosy są ozdobą tylko gdy są anielskie i wiszą na choince – a bal bożonarodzeniowy z tajemniczym jednorazowym gwałcicielem mamy już za sobą.] z paroma kosmykami włosów niesfornie opadającymi wzdłuż twarzy Miony. [A już myślałam, że opadały wzdłuż głowy jakiejś innej dziewczyny.] [Głowę dziewczyny zdobił szykowny diadem, jako że dzień koronacji na Królową Hogwartu jeszcze nie nadszedł i nie mogła włożyć korony… a nie, to tylko kok.] Na jej pełnych wargach spoczywał delikatny truskawkowy błyszczyk [No masz, akurat jak można było dla odmiany poprawnie powiedzieć „zdobił”, to autorka wymyśliła sobie jakiś błyszczyk leżący luzem na ustach Hermiony, grożący w każdej chwili wpadnięciem wprost do gardła.], a oczy były pociągnięte tuszem [Tuszę, że oczu nie da się pociągnąć, bo rychło wyskoczyłyby z oczodołów.] oraz podobnym kolorem do sukienki, cieniem. Ginny natomiast miała czerwoną sukienkę za kolana [Nasza autorka dała tu liczbę mnogą chyba dla podkreślenia, że Ginny nie była niepełnosprawna i miała obie nogi] [Zakładam raczej, że Ginny po prostu urodziła się bez rzepek i ma czerwoną sukienkę zamiast kolan.] (ona jedna była wpuszczona na bal 7-klasistów [Czyż to nie ciekawe, że szkoła wpuszcza na bal bezpańskie sukienki?] ze względu na udział w bronieniu szkoły oraz przyjaźń z najlepszymi i najodważniejszymi uczniami. [Zawsze wiedziałam, że przyjaźń z nimi da się kiedyś wykorzystać dla własnych celów.] [Wyobrażam sobie taką sytuację: przed Wielką Salą stoi napakowany bramkarz z siedmioma różdżkami. Podchodzi do niego Harry w dresie, z Ginny uwieszoną na szyi, i mówi do bramkarza „PANI JEZD ZE MNOM”.] Zresztą Ron nie wybaczyłby nikomu, gdyby jego siostra nie mogła iść na bal. [Dumbledore oczywiście przejmuje się fochami Rona.] [Oczywiście. Pamięta co było, jak Ron ostatnio się zdenerwowal – chodził NABURMUSZONY.]), która idealnie pasowała do jej rudych włosów. [Chodzi tu o sukienkę. W nawiasie trafiło się dużo naszych komentarzy, ale tak czy inaczej te dwie części zdania są niczym „Rozmowa przez ocean” Maryli Rodowicz.] Sukienka nie miała żadnego rozcięcia, ale wspaniale podkreślała figurę gryfonki. [Teraz rozumiem: Hermiona to Gryfonka, a Ginny to gryfonka. Dla równowagi powinniśmy pisać „hermiona”, żeby każda sprawiedliwie dostała jedną wielką literę.] Ruda miała rozpuszczone włosy, oczy podkreślone tuszem i delikatnym cieniem, oraz czerwonawy błyszczyk na ustach.
- Z kim idziesz na bal? –Odezwała się skupiona poprawkami Ginny. [Sóspęs… z Neville’em?]
- To oczywiste –Hermiona uśmiechnęła się. – Idę z Draconem. [Niespodziewany zwrot akcji. O 360 stopni.] A ty?
- Miałam iść z Seamusem, ale w końcu idę z Deanem.
- Twoim byłym?
- No, nie mogłam go tak zostawić. [Najlepszy argument wszech czasów.] A Harry? Z kim on idzie?
- No zgadnij…Z Cho. [To nie fair, Ginny dostała bardzo mało czasu na zgadywanie.]
- Hmm…Ron idzie z Luną.
- OK., chodźmy już. [O ile się założycie, że z tej rozmowy nic nie wyniknie?]
I dziewczyny ruszyły po marmurowych schodach w dół. [I tak zaczęła się tradycja zaczynania zdań od „I”, a potem powstał język angielski. I teraz, dzieci, idziemy spać.] Przed WS stali chłopcy czekający na swoje partnerki. [Ach… Stare dobre czasy, kiedy to faceci przychodzili po kobiety do domu, bezpowrotnie minęły. Ostatnio nawet większością głosów przeszła w rządzie ustawa o zakazie odprowadzania kobiet do domów również po imprezie! Tradycjonaliści jeszcze walczą i określają coraz to nowsze definicje „imprezy”.] Wśród nich byli również Harry, Dean i Ron. Dracona jeszcze nie było. Ginny zerknęła na Hermionę. Gryfonka jednak zachowywała spokój [Tu jest haczyk – początek zdania! Nie wiemy, czy „Gryfonka” miało być napisane wielką literą, więc nie wiemy, czy mowa o Hermionie, czy o Ginny.], nie ukazując cienia niepokoju. Widząc minę swojej przyjaciółki Hermiona uśmiechnęła się.
- Spokojnie, Ginny. Nie martw się. On przyjdzie. Tylko, lubi się spóźniać i robić takie…Wielkie wejście [Tak wielkie, że należy je napisać wielką literą.] [Wejście ślizgona.].
- Aha. To ja idę.
- Dobrze, znajdę cię jakby, co.
Ginny pomachała ręką na pożegnanie [A Luna pomachała nogą.], a Hermiona stanęła pod ścianą. [Trzeba poćwiczyć podpieranie ścian przed imprezą.] [Stanęła pod ścianą i już miała mówić wierszyk.] Mimo pewności, że Malfoy przyjdzie…Była trochę na niego zła. Jednak już niedługo ktoś zakrył jej oczy [Mówi się „zamydlił oczy”.] [Jej złość natychmiast wyparowała, bo przecież ośrodek złości usytuowany jest w czopkach i pręcikach, to wie każdy przedszkolak.], obdarował ją ciepłym pocałunkiem a po chwili szepnął:
- Zgadnij, kto?
- No nie wiem…Ten przystojny brunet z ostatniej potańcówki? A może to ty John, pisałeś do mnie wczoraj. Ten list…Był taki romantyczny, pełny uczucia…
Hermiona oberwała w tyłek. [Gesty sado-masochistyczne nie są naturalnym afrodyzjakiem, ale co kto lubi.] Podskoczyła do góry [A potem podskoczyła w bok.] i uśmiechnęła się pod nosem.
- Cóż, tak zboczony i pokręcony jest tylko mój ukochany chłopak [Rzeczywiście, ciężko jest sobie wyobrazić coś bardziej zboczonego i pokręconego niż klepnięcie w tyłek.] [Uszczypnięcie w kolano, ugryzienie w śledzionę…]. Taki blondyn ze stalowoniebieskimi oczyma. [Czy Hermiona dostała dodatkowe punkty za sporządzenie prawidłowego portretu pamięciowego Malfoya?]
- Czy ty się ze mną drażnisz? [Przecież wiesz, że – jak każdy facet – nie znam się na kolorach i nie mam pojęcia, co znaczy „stalowoniebieski”!]
- Nie…Skąd, panie Malfoy.
- Brawo, kochanie. [„Brawo, pamiętasz jak mam na nazwisko!”. Innego wyjaśnienia tej odpowiedzi nie widzę.] [To po prostu dalsza część rysopisu sprawcy.] –Powiedział z przekąsem Draco. Wziął pod rękę Hermionę [Nie „wziął Hermionę pod rękę”, tylko „wziął pod rękę Hermionę” – zakładam, że miał do wyboru ją i siedemnaście innych lachonów.] i razem wkroczyli do pięknie wystrojonej WS. Sufit grał rolę nieba [Nie bardzo jeszcze opanował swoje kwestie, ale mimika na razie mu wychodziła.] [Na szczęście miał dobrego sufitlera.], na którym cicho wybuchały fajerwerki [„Pierdut” – szepnął fajerwerk, kończąc swój żywot w bezgłośnej eksplozji.], ściany były ozdobione balonami i wstążkami, podłoga świeciła się od blasku delikatnych płomieni świec [Nie wiem, czy wtapianie świec na podłogę w czasie balu jest zgodne z zasadami BHP.], a zamiast dużych stołów były malutkie stoliczki [Look! It’s so cute!] [A zamiast dużych krzeseł były malutkie krzesełeczka. „Ktoś jadł z mojego talerzyka!”] cztero, albo dwuosobowe. Hermiona cicho westchnęła z zachwytu [Zdaje się, że ma fetysz malutkich stoliczków.] a Draco pociągnął ją w stronę jednego ze stolików. [O tak!] Usiedli przy nim oboje wpatrując się w swoje oczy. [Malfoy gapił się Hermionie na spojówki, a ona obserwowała jego rogówkę.] Po chwilach romantycznego milczenia [Jedna chwila, druga chwila, trzecia chwila… Wystarczy!] [Ja bym dał cztery.], Malfoy przemówił:
- Piwo? [Dobra, koniec tych babskich gierek. Ziom, chcesz wódę?]
- Oczywiście.
- Może wolisz wino?
- Wszystko jedno. Tylko mnie nie upij czymś, a potem nie zabierz w krzaki.
- Kurczę…Przejrzałaś mój plan.
Oboje się zaśmiali. Po paru minutach Draco wrócił [Wrócił? Nie zauważyłem, żeby poszedł, chyba że cała ostatnia rozmowa odbyła się przez krótkofalówkę.] z dwoma kuflami piwa kremowego. Kiedy dyrektor wszystkich przywitał, muzyka zaczęła grać, Draco poprosił swą dziewczynę do tańca. Wirowali w tłumie innych par i wyglądali naprawdę nieziemsko. [Faktycznie mieli zwinność nie z tej ziemi, bo wirowanie w tłumie jest cholernie trudne.] On przystojny, męski. Ona urzekająco piękna, niezwykle kobieca. [„Dobra, walnijcie im po dwa epitety i fajrant, zwijamy się, chłopaki. I nie wysilajcie się, bo wam żyłka pęknie. On niech będzie męski i przystojny, a ona kobieca i piękna”.] Draco trzymał swoją partnerkę bardzo delikatnie, jednak pewnie, a ona oplotła ręce wokół jego szyi. [Styl tańca obserwowany głównie we wczesnej gimbazie.] Kiedy tak tańczyli ktoś się na nich patrzył. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego [I tak nie ma.], gdyby owa osoba nie nazywała się Pansy Parkinson, nie miała twarzy mopsa, nie była pseudo narzeczoną [Chyba nawet na Facebooku nie ma jeszcze takiego statusu związku.] blondyna i nie planowałaby niezłej rozróby. [Uwaga! Prosimy wyprowadzić dzieci i zasłonić oczy kobietom. No i w żadnym wypadku nie dzwonić na policję – wiedzieli państwo, że walki psów są nielegalne i z momentem wejścia zgodzili się państwo na warunki regulaminu.] Ciemnowłosy mops [Chyba ciemnosierściasty.] wkroczył na środek Sali, gdzie tańczyła piękna para i oderwał Dracona od Hermiony. Wszyscy stanęli i zaczęli przyglądać się zaistniałej sytuacji z wielką ciekawością.
- Dracusiu! Co ty robisz?!
- Chyba widzisz! Tańczę!
- Ale z kim?! Z ta szlamą?!
- Nie mów tak na nią!! I odwal się wreszcie ode mnie!
- Nie mogę, kotku.
- A to niby czemu, mopsico wredna?!
Pansy ironicznie się uśmiechnęła. Nie przejęła się wyzwiskiem. [Ona do niego „kotku”, a on do niej „piesku”. Nie widzę tu żadnego wyzwiska.]
- A to dlatego, bo [Siadaj, mopsie, dwója – za użycie zwrotu „dlatego, bo”. Jeszcze jeden taki wybryk i oddamy cię do Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej.] jesteś ze mną zaręczony, głuptasku. Zapomniałeś? –Potrzepotała zalotnie rzęsami [Konkurs na najzabawniejsze słowo w swoim kontekście wygrywa „potrzepotała”.] i jeszcze bardziej się uśmiechnęła. Do tej pory utworzyło się już spore kółeczko [Przeformowane z olbrzymiego kwadracika.] a na jego czele stali Harry i Ron. [Cholernie trudno stać na czele koła! Widać, że Harry i Ron są urodzonymi przywódcami.] [Każdy matematyk wie, że koło to z definicji: zbiór punktów płaszczyzny których odległość od środka koła (Harry) jest mniejsza lub równa promieniowi (Ronowi).] [W ten sposób to nawet ma sens. Nawet Ron jest na „R”.]
- Widzisz, mówiłem! -szepnął Ron do przyjaciela.- Niby z nią chodził, ale miał inną. Tego mopsa. [Spokojnie, chłopaki. Ja wyprowadzałem go tylko wtedy, kiedy właściciele byli dłużej w pracy lub wyjechali na wakacje. Tego mopsa, znaczy się.]
- Cicho, Ron. Skąd wiesz, że on ją kocha? Znaczy się, TO kocha? [Potrzebny ktoś od praw zwierząt!]
- On nikogo nie kocha. Ale mops to jednak nie szlama. [Literówka. Chodziło o to, że mops raczej nie szama. Bo mu sucha karma nie smakuje.] I w dodatku ma kasę. [Mops to nie szlama, szlama to nie szmal, a Szmal to nie MOPS… Nic z tego nie rozumiem.] Dlatego się z nią żeni. [No i się wyjaśniło. Zasiłek społeczny dożywotnio dostaną, rzeczywiście niezły posag.] Widzisz jak skrzywdził Hermi?! Mówiłem!
- Cicho bądź i patrz. [Teraz wyciągnie mopsa z kapelusza.]
Draco znieruchomiał. Zapomniał o tym drobnym szczególe. [Zapomniał, że znieruchomiał. Przebił nawet pięciosekundową pamięć złotej rybki: ma reset po ułamku sekundy.] Odwrócił się w stronę oniemiałej Hermiony, po której twarzy spływały łzy [No właśnie, po której twarzy? Hermiona miała ich dziesięć, więc nie wiadomo.]. Jednak tam stała. [A myślałam, że wyparowała.] [Mówi się „uległa sublimacji”.] Łudziła się, że to może nieprawda, chociaż sama w to nie wierzyła. [Tak, to właśnie większość ludzi ma na myśli, mówiąc „łudziła się”. Z tej samej serii: udawała, że bije go po twarzy, ale tak naprawdę nie biła go po twarzy.] Draco widząc tą jej piękną zapłakaną twarz [Malfoy znajduje przyjemności estetyczne w najdziwniejszych rzeczach.], postanowił przystać na swoim [A miał okazję postawić na propozycję Pansy.]. Nic go nie powstrzyma, żaden mops.
- Tyle, że Pansy, ja się z tobą NIE ożenię.
- Co?!- Pansy przestała się uśmiechać.
- Przecież ojciec ci tego nie daruje! Matka też! Nie masz wyboru! Musisz się ze mną ożenić! [No bo przecież nikt nigdy nie słyszał o ślubach wbrew woli rodziców.] [Jak wiadomo, cały świat to jedne wielkie Indie – partnerzy nie znają się przed ślubem; zasadniczo jest jak w „Randce w ciemno”, tylko zamiast wyjazdu do ciepłych krajów jest ślub na gorąco.]
- Nie zrobię tego.
- Ale…W takim razie, co masz zamiar zrobić?! Być chłopakiem tej szlamy przez resztę życia?!
- Nie. –Wszyscy wsłuchiwali się w tą wymianę zdań. Hermiona już się rozpogodziła, ale Draco powiedział, że z nią nie będzie. Pewnie miał inną. Spochmurniała. [Rozpogodziła się, po czym natychmiast spochmurniała. Polecam ciepłe buty i parasol! Pozdrawiam i życzę miłego wieczoru – Jarosław Kret.]
- Nie, bo jeśli się zgodzi, mam zamiar…-Wszyscy wstrzymali oddech, chociaż większość domyślała się reszty. [Pewnie oglądali trailer.] [SÓSPĘS SÓSPĘS] – Jeśli się zgodzi, mam zamiar być jej mężem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz