poniedziałek, 3 sierpnia 2015

MOPS, czyli Mamy Ogrom Problemów Stylistycznych

Ogrom problemów stylistycznych jest w opisie wyglądu Hermiony - to tak na wstępie.

Jestem chory, co jest wyjątkowo idiotyczne w samym środku lata, ale jestem przy tym bardzo zadowolony - nie dość, że udało mi się wciągnąć w moje podłe machinacje swoją dziewczynę, to jeszcze dowiedziałem się, że jej siostra sama zgłosiła się do komentowania! Zapraszam wobec tego na nowy rozdział, autorstwa, rzecz jasna, autorki, ale z adnotacjami autorstwa MMM (Marty, Małgorzaty i Matejkowskiego). A wiadomo, że każdy lubi emememsy.

Przepraszam za kijowy wstęp, ale jestem wykończony i źle się czuję; mimo wszystko sądzę, że nawet ten wstęp był lepszy niż oryginał tego rozdziału.

Tekst bez poprawek:
Ginny i Hermiona przeglądały się przed lustrem robiąc ostatnie poprawki w ich wyglądzie. Hermiona miała piękną sukienkę o bladoróżowym odcieniu z dość długim rozcięciem na boku. Duży dekolt upiększała średniej wielkości różyczka, a na rękach spoczywały białe rękawiczki, specjalnie dobrane do tej sukni. Głowę dziewczyny zdobił szykowny kok z paroma kosmykami włosów niesfornie opadającymi wzdłuż twarzy Miony. Na jej pełnych wargach spoczywał delikatny truskawkowy błyszczyk, a oczy były pociągnięte tuszem oraz podobnym kolorem do sukienki, cieniem. Ginny natomiast miała czerwoną sukienkę za kolana (ona jedna była wpuszczona na bal 7-klasistów ze względu na udział w bronieniu szkoły oraz przyjaźń z najlepszymi i najodważniejszymi uczniami. Zresztą Ron nie wybaczyłby nikomu, gdyby jego siostra nie mogła iść na bal.), która idealnie pasowała do jej rudych włosów. Sukienka nie miała żadnego rozcięcia, ale wspaniale podkreślała figurę gryfonki. Ruda miała rozpuszczone włosy, oczy podkreślone tuszem i delikatnym cieniem, oraz czerwonawy błyszczyk na ustach.
- Z kim idziesz na bal? –Odezwała się skupiona poprawkami Ginny.
- To oczywiste –Hermiona uśmiechnęła się. – Idę z Draconem. A ty?
- Miałam iść z Seamusem, ale w końcu idę z Deanem.
- Twoim byłym?
- No, nie mogłam go tak zostawić. A Harry? Z kim on idzie?
- No zgadnij…Z Cho.
- Hmm…Ron idzie z Luną.
- OK., chodźmy już.
I dziewczyny ruszyły po marmurowych schodach w dół. Przed WS stali chłopcy czekający na swoje partnerki. Wśród nich byli również Harry, Dean i Ron. Dracona jeszcze nie było. Ginny zerknęła na Hermionę. Gryfonka jednak zachowywała spokój, nie ukazując cienia niepokoju. Widząc minę swojej przyjaciółki Hermiona uśmiechnęła się.
- Spokojnie, Ginny. Nie martw się. On przyjdzie. Tylko, lubi się spóźniać i robić takie…Wielkie wejście.
- Aha. To ja idę.
- Dobrze, znajdę cię jakby, co.
Ginny pomachała ręką na pożegnanie, a Hermiona stanęła pod ścianą. Mimo pewności, że Malfoy przyjdzie…Była trochę na niego zła. Jednak już niedługo ktoś zakrył jej oczy, obdarował ją ciepłym pocałunkiem a po chwili szepnął:
- Zgadnij, kto?
- No nie wiem…Ten przystojny brunet z ostatniej potańcówki? A może to ty John, pisałeś do mnie wczoraj. Ten list…Był taki romantyczny, pełny uczucia…
Hermiona oberwała w tyłek. Podskoczyła do góry i uśmiechnęła się pod nosem.
- Cóż, tak zboczony i pokręcony jest tylko mój ukochany chłopak. Taki blondyn ze stalowoniebieskimi oczyma.
- Czy ty się ze mną drażnisz?
- Nie…Skąd, panie Malfoy.
- Brawo, kochanie. –Powiedział z przekąsem Draco. Wziął pod rękę Hermionę i razem wkroczyli do pięknie wystrojonej WS. Sufit grał rolę nieba, na którym cicho wybuchały fajerwerki, ściany były ozdobione balonami i wstążkami, podłoga świeciła się od blasku delikatnych płomieni świec, a zamiast dużych stołów były malutkie stoliczki cztero, albo dwuosobowe. Hermiona cicho westchnęła z zachwytu a Draco pociągnął ją w stronę jednego ze stolików. Usiedli przy nim oboje wpatrując się w swoje oczy. Po chwilach romantycznego milczenia, Malfoy przemówił:
- Piwo?
- Oczywiście.
- Może wolisz wino?
- Wszystko jedno. Tylko mnie nie upij czymś, a potem nie zabierz w krzaki.
- Kurczę…Przejrzałaś mój plan.
Oboje się zaśmiali. Po paru minutach Draco wrócił z dwoma kuflami piwa kremowego. Kiedy dyrektor wszystkich przywitał, muzyka zaczęła grać, Draco poprosił swą dziewczynę do tańca. Wirowali w tłumie innych par i wyglądali naprawdę nieziemsko. On przystojny, męski. Ona urzekająco piękna, niezwykle kobieca. Draco trzymał swoją partnerkę bardzo delikatnie, jednak pewnie, a ona oplotła ręce wokół jego szyi. Kiedy tak tańczyli ktoś się na nich patrzył. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby owa osoba nie nazywała się Pansy Parkinson, nie miała twarzy mopsa, nie była pseudo narzeczoną blondyna i nie planowałaby niezłej rozróby. Ciemnowłosy mops wkroczył na środek Sali, gdzie tańczyła piękna para i oderwał Dracona od Hermiony. Wszyscy stanęli i zaczęli przyglądać się zaistniałej sytuacji z wielką ciekawością.
- Dracusiu! Co ty robisz?!
- Chyba widzisz! Tańczę!
- Ale z kim?! Z ta szlamą?!
- Nie mów tak na nią!! I odwal się wreszcie ode mnie!
- Nie mogę, kotku.
- A to niby czemu, mopsico wredna?!
Pansy ironicznie się uśmiechnęła. Nie przejęła się wyzwiskiem.
- A to dlatego, bo jesteś ze mną zaręczony, głuptasku. Zapomniałeś? –Potrzepotała zalotnie rzęsami i jeszcze bardziej się uśmiechnęła. Do tej pory utworzyło się już spore kółeczko a na jego czele stali Harry i Ron.
- Widzisz, mówiłem! -szepnął Ron do przyjaciela.- Niby z nią chodził, ale miał inną. Tego mopsa.
- Cicho, Ron. Skąd wiesz, że on ją kocha? Znaczy się, TO kocha?
- On nikogo nie kocha. Ale mops to jednak nie szlama. I w dodatku ma kasę. Dlatego się z nią żeni. Widzisz jak skrzywdził Hermi?! Mówiłem!
- Cicho bądź i patrz.
Draco znieruchomiał. Zapomniał o tym drobnym szczególe. Odwrócił się w stronę oniemiałej Hermiony, po której twarzy spływały łzy. Jednak tam stała. Łudziła się, że to może nieprawda, chociaż sama w to nie wierzyła. Draco widząc tą jej piękną zapłakaną twarz, postanowił przystać na swoim. Nic go nie powstrzyma, żaden mops.
- Tyle, że Pansy, ja się z tobą NIE ożenię.
- Co?!- Pansy przestała się uśmiechać.
- Przecież ojciec ci tego nie daruje! Matka też! Nie masz wyboru! Musisz się ze mną ożenić!
- Nie zrobię tego.
- Ale…W takim razie, co masz zamiar zrobić?! Być chłopakiem tej szlamy przez resztę życia?!
- Nie. –Wszyscy wsłuchiwali się w tą wymianę zdań. Hermiona już się rozpogodziła, ale Draco powiedział, że z nią nie będzie. Pewnie miał inną. Spochmurniała.
- Nie, bo jeśli się zgodzi, mam zamiar…-Wszyscy wstrzymali oddech, chociaż większość domyślała się reszty. – Jeśli się zgodzi, mam zamiar być jej mężem.

Hermione & Draco story
--- czapter eit-ęd-ferty ---


Ginny i Hermiona przeglądały się przed lustrem robiąc ostatnie poprawki w ich wyglądzie. [Nie w swoim – w ich wyglądzie. Znaczy Hermiona krytykowała Ginny, a Ginny zjeżdżała Hermionę.] Hermiona miała piękną sukienkę o bladoróżowym odcieniu z dość długim rozcięciem na boku. [Biedny odcień – nie dość, że nie jest już w modzie, to jeszcze jego wewnętrzne cierpienia uwidoczniły się w sporym pęknięciu w skorupie, w której je dotychczas skrzętnie ukrywał.] Duży dekolt upiększała średniej wielkości różyczka [Lecimy z gradacją, czy może degradacją: duży dekolt – średnia różyczka – małe piersi. Ups, zapędziłam się…], [Zawsze wiedziałem, że różyczka objawia się wysypką na dekolcie. I zaczyna się od średniej wielkości.] a na rękach spoczywały białe rękawiczki , [Rękawiczki Hermiony spoczywały na jej rękach – położone na płasko po zewnętrznej stronie dłoni. Trzymała w nich zapasowe kosmetyki i składaną flaszkę na długi wieczór.] specjalnie dobrane do tej sukni. Głowę dziewczyny zdobił szykowny kok [Tak, jej głowę zdobił szykowny kok, a jej twarz zdobił kształtny nos. Włosy są ozdobą tylko gdy są anielskie i wiszą na choince – a bal bożonarodzeniowy z tajemniczym jednorazowym gwałcicielem mamy już za sobą.] z paroma kosmykami włosów niesfornie opadającymi wzdłuż twarzy Miony. [A już myślałam, że opadały wzdłuż głowy jakiejś innej dziewczyny.] [Głowę dziewczyny zdobił szykowny diadem, jako że dzień koronacji na Królową Hogwartu jeszcze nie nadszedł i nie mogła włożyć korony… a nie, to tylko kok.] Na jej pełnych wargach spoczywał delikatny truskawkowy błyszczyk [No masz, akurat jak można było dla odmiany poprawnie powiedzieć „zdobił”, to autorka wymyśliła sobie jakiś błyszczyk leżący luzem na ustach Hermiony, grożący w każdej chwili wpadnięciem wprost do gardła.], a oczy były pociągnięte tuszem [Tuszę, że oczu nie da się pociągnąć, bo rychło wyskoczyłyby z oczodołów.] oraz podobnym kolorem do sukienki, cieniem. Ginny natomiast miała czerwoną sukienkę za kolana [Nasza autorka dała tu liczbę mnogą chyba dla podkreślenia, że Ginny nie była niepełnosprawna i miała obie nogi] [Zakładam raczej, że Ginny po prostu urodziła się bez rzepek i ma czerwoną sukienkę zamiast kolan.] (ona jedna była wpuszczona na bal 7-klasistów [Czyż to nie ciekawe, że szkoła wpuszcza na bal bezpańskie sukienki?] ze względu na udział w bronieniu szkoły oraz przyjaźń z najlepszymi i najodważniejszymi uczniami. [Zawsze wiedziałam, że przyjaźń z nimi da się kiedyś wykorzystać dla własnych celów.] [Wyobrażam sobie taką sytuację: przed Wielką Salą stoi napakowany bramkarz z siedmioma różdżkami. Podchodzi do niego Harry w dresie, z Ginny uwieszoną na szyi, i mówi do bramkarza „PANI JEZD ZE MNOM”.] Zresztą Ron nie wybaczyłby nikomu, gdyby jego siostra nie mogła iść na bal. [Dumbledore oczywiście przejmuje się fochami Rona.] [Oczywiście. Pamięta co było, jak Ron ostatnio się zdenerwowal – chodził NABURMUSZONY.]), która idealnie pasowała do jej rudych włosów. [Chodzi tu o sukienkę. W nawiasie trafiło się dużo naszych komentarzy, ale tak czy inaczej te dwie części zdania są niczym „Rozmowa przez ocean” Maryli Rodowicz.] Sukienka nie miała żadnego rozcięcia, ale wspaniale podkreślała figurę gryfonki. [Teraz rozumiem: Hermiona to Gryfonka, a Ginny to gryfonka. Dla równowagi powinniśmy pisać „hermiona”, żeby każda sprawiedliwie dostała jedną wielką literę.] Ruda miała rozpuszczone włosy, oczy podkreślone tuszem i delikatnym cieniem, oraz czerwonawy błyszczyk na ustach.
- Z kim idziesz na bal? –Odezwała się skupiona poprawkami Ginny. [Sóspęs… z Neville’em?]
- To oczywiste –Hermiona uśmiechnęła się. – Idę z Draconem. [Niespodziewany zwrot akcji. O 360 stopni.] A ty?
- Miałam iść z Seamusem, ale w końcu idę z Deanem.
- Twoim byłym?
- No, nie mogłam go tak zostawić. [Najlepszy argument wszech czasów.] A Harry? Z kim on idzie?
- No zgadnij…Z Cho. [To nie fair, Ginny dostała bardzo mało czasu na zgadywanie.]
- Hmm…Ron idzie z Luną.
- OK., chodźmy już. [O ile się założycie, że z tej rozmowy nic nie wyniknie?]
I dziewczyny ruszyły po marmurowych schodach w dół. [I tak zaczęła się tradycja zaczynania zdań od „I”, a potem powstał język angielski. I teraz, dzieci, idziemy spać.] Przed WS stali chłopcy czekający na swoje partnerki. [Ach… Stare dobre czasy, kiedy to faceci przychodzili po kobiety do domu, bezpowrotnie minęły. Ostatnio nawet większością głosów przeszła w rządzie ustawa o zakazie odprowadzania kobiet do domów również po imprezie! Tradycjonaliści jeszcze walczą i określają coraz to nowsze definicje „imprezy”.] Wśród nich byli również Harry, Dean i Ron. Dracona jeszcze nie było. Ginny zerknęła na Hermionę. Gryfonka jednak zachowywała spokój [Tu jest haczyk – początek zdania! Nie wiemy, czy „Gryfonka” miało być napisane wielką literą, więc nie wiemy, czy mowa o Hermionie, czy o Ginny.], nie ukazując cienia niepokoju. Widząc minę swojej przyjaciółki Hermiona uśmiechnęła się.
- Spokojnie, Ginny. Nie martw się. On przyjdzie. Tylko, lubi się spóźniać i robić takie…Wielkie wejście [Tak wielkie, że należy je napisać wielką literą.] [Wejście ślizgona.].
- Aha. To ja idę.
- Dobrze, znajdę cię jakby, co.
Ginny pomachała ręką na pożegnanie [A Luna pomachała nogą.], a Hermiona stanęła pod ścianą. [Trzeba poćwiczyć podpieranie ścian przed imprezą.] [Stanęła pod ścianą i już miała mówić wierszyk.] Mimo pewności, że Malfoy przyjdzie…Była trochę na niego zła. Jednak już niedługo ktoś zakrył jej oczy [Mówi się „zamydlił oczy”.] [Jej złość natychmiast wyparowała, bo przecież ośrodek złości usytuowany jest w czopkach i pręcikach, to wie każdy przedszkolak.], obdarował ją ciepłym pocałunkiem a po chwili szepnął:
- Zgadnij, kto?
- No nie wiem…Ten przystojny brunet z ostatniej potańcówki? A może to ty John, pisałeś do mnie wczoraj. Ten list…Był taki romantyczny, pełny uczucia…
Hermiona oberwała w tyłek. [Gesty sado-masochistyczne nie są naturalnym afrodyzjakiem, ale co kto lubi.] Podskoczyła do góry [A potem podskoczyła w bok.] i uśmiechnęła się pod nosem.
- Cóż, tak zboczony i pokręcony jest tylko mój ukochany chłopak [Rzeczywiście, ciężko jest sobie wyobrazić coś bardziej zboczonego i pokręconego niż klepnięcie w tyłek.] [Uszczypnięcie w kolano, ugryzienie w śledzionę…]. Taki blondyn ze stalowoniebieskimi oczyma. [Czy Hermiona dostała dodatkowe punkty za sporządzenie prawidłowego portretu pamięciowego Malfoya?]
- Czy ty się ze mną drażnisz? [Przecież wiesz, że – jak każdy facet – nie znam się na kolorach i nie mam pojęcia, co znaczy „stalowoniebieski”!]
- Nie…Skąd, panie Malfoy.
- Brawo, kochanie. [„Brawo, pamiętasz jak mam na nazwisko!”. Innego wyjaśnienia tej odpowiedzi nie widzę.] [To po prostu dalsza część rysopisu sprawcy.] –Powiedział z przekąsem Draco. Wziął pod rękę Hermionę [Nie „wziął Hermionę pod rękę”, tylko „wziął pod rękę Hermionę” – zakładam, że miał do wyboru ją i siedemnaście innych lachonów.] i razem wkroczyli do pięknie wystrojonej WS. Sufit grał rolę nieba [Nie bardzo jeszcze opanował swoje kwestie, ale mimika na razie mu wychodziła.] [Na szczęście miał dobrego sufitlera.], na którym cicho wybuchały fajerwerki [„Pierdut” – szepnął fajerwerk, kończąc swój żywot w bezgłośnej eksplozji.], ściany były ozdobione balonami i wstążkami, podłoga świeciła się od blasku delikatnych płomieni świec [Nie wiem, czy wtapianie świec na podłogę w czasie balu jest zgodne z zasadami BHP.], a zamiast dużych stołów były malutkie stoliczki [Look! It’s so cute!] [A zamiast dużych krzeseł były malutkie krzesełeczka. „Ktoś jadł z mojego talerzyka!”] cztero, albo dwuosobowe. Hermiona cicho westchnęła z zachwytu [Zdaje się, że ma fetysz malutkich stoliczków.] a Draco pociągnął ją w stronę jednego ze stolików. [O tak!] Usiedli przy nim oboje wpatrując się w swoje oczy. [Malfoy gapił się Hermionie na spojówki, a ona obserwowała jego rogówkę.] Po chwilach romantycznego milczenia [Jedna chwila, druga chwila, trzecia chwila… Wystarczy!] [Ja bym dał cztery.], Malfoy przemówił:
- Piwo? [Dobra, koniec tych babskich gierek. Ziom, chcesz wódę?]
- Oczywiście.
- Może wolisz wino?
- Wszystko jedno. Tylko mnie nie upij czymś, a potem nie zabierz w krzaki.
- Kurczę…Przejrzałaś mój plan.
Oboje się zaśmiali. Po paru minutach Draco wrócił [Wrócił? Nie zauważyłem, żeby poszedł, chyba że cała ostatnia rozmowa odbyła się przez krótkofalówkę.] z dwoma kuflami piwa kremowego. Kiedy dyrektor wszystkich przywitał, muzyka zaczęła grać, Draco poprosił swą dziewczynę do tańca. Wirowali w tłumie innych par i wyglądali naprawdę nieziemsko. [Faktycznie mieli zwinność nie z tej ziemi, bo wirowanie w tłumie jest cholernie trudne.] On przystojny, męski. Ona urzekająco piękna, niezwykle kobieca. [„Dobra, walnijcie im po dwa epitety i fajrant, zwijamy się, chłopaki. I nie wysilajcie się, bo wam żyłka pęknie. On niech będzie męski i przystojny, a ona kobieca i piękna”.] Draco trzymał swoją partnerkę bardzo delikatnie, jednak pewnie, a ona oplotła ręce wokół jego szyi. [Styl tańca obserwowany głównie we wczesnej gimbazie.] Kiedy tak tańczyli ktoś się na nich patrzył. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego [I tak nie ma.], gdyby owa osoba nie nazywała się Pansy Parkinson, nie miała twarzy mopsa, nie była pseudo narzeczoną [Chyba nawet na Facebooku nie ma jeszcze takiego statusu związku.] blondyna i nie planowałaby niezłej rozróby. [Uwaga! Prosimy wyprowadzić dzieci i zasłonić oczy kobietom. No i w żadnym wypadku nie dzwonić na policję – wiedzieli państwo, że walki psów są nielegalne i z momentem wejścia zgodzili się państwo na warunki regulaminu.] Ciemnowłosy mops [Chyba ciemnosierściasty.] wkroczył na środek Sali, gdzie tańczyła piękna para i oderwał Dracona od Hermiony. Wszyscy stanęli i zaczęli przyglądać się zaistniałej sytuacji z wielką ciekawością.
- Dracusiu! Co ty robisz?!
- Chyba widzisz! Tańczę!
- Ale z kim?! Z ta szlamą?!
- Nie mów tak na nią!! I odwal się wreszcie ode mnie!
- Nie mogę, kotku.
- A to niby czemu, mopsico wredna?!
Pansy ironicznie się uśmiechnęła. Nie przejęła się wyzwiskiem. [Ona do niego „kotku”, a on do niej „piesku”. Nie widzę tu żadnego wyzwiska.]
- A to dlatego, bo [Siadaj, mopsie, dwója – za użycie zwrotu „dlatego, bo”. Jeszcze jeden taki wybryk i oddamy cię do Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej.] jesteś ze mną zaręczony, głuptasku. Zapomniałeś? –Potrzepotała zalotnie rzęsami [Konkurs na najzabawniejsze słowo w swoim kontekście wygrywa „potrzepotała”.] i jeszcze bardziej się uśmiechnęła. Do tej pory utworzyło się już spore kółeczko [Przeformowane z olbrzymiego kwadracika.] a na jego czele stali Harry i Ron. [Cholernie trudno stać na czele koła! Widać, że Harry i Ron są urodzonymi przywódcami.] [Każdy matematyk wie, że koło to z definicji: zbiór punktów płaszczyzny których odległość od środka koła (Harry) jest mniejsza lub równa promieniowi (Ronowi).] [W ten sposób to nawet ma sens. Nawet Ron jest na „R”.]
- Widzisz, mówiłem! -szepnął Ron do przyjaciela.- Niby z nią chodził, ale miał inną. Tego mopsa. [Spokojnie, chłopaki. Ja wyprowadzałem go tylko wtedy, kiedy właściciele byli dłużej w pracy lub wyjechali na wakacje. Tego mopsa, znaczy się.]
- Cicho, Ron. Skąd wiesz, że on ją kocha? Znaczy się, TO kocha? [Potrzebny ktoś od praw zwierząt!]
- On nikogo nie kocha. Ale mops to jednak nie szlama. [Literówka. Chodziło o to, że mops raczej nie szama. Bo mu sucha karma nie smakuje.] I w dodatku ma kasę. [Mops to nie szlama, szlama to nie szmal, a Szmal to nie MOPS… Nic z tego nie rozumiem.] Dlatego się z nią żeni. [No i się wyjaśniło. Zasiłek społeczny dożywotnio dostaną, rzeczywiście niezły posag.] Widzisz jak skrzywdził Hermi?! Mówiłem!
- Cicho bądź i patrz. [Teraz wyciągnie mopsa z kapelusza.]
Draco znieruchomiał. Zapomniał o tym drobnym szczególe. [Zapomniał, że znieruchomiał. Przebił nawet pięciosekundową pamięć złotej rybki: ma reset po ułamku sekundy.] Odwrócił się w stronę oniemiałej Hermiony, po której twarzy spływały łzy [No właśnie, po której twarzy? Hermiona miała ich dziesięć, więc nie wiadomo.]. Jednak tam stała. [A myślałam, że wyparowała.] [Mówi się „uległa sublimacji”.] Łudziła się, że to może nieprawda, chociaż sama w to nie wierzyła. [Tak, to właśnie większość ludzi ma na myśli, mówiąc „łudziła się”. Z tej samej serii: udawała, że bije go po twarzy, ale tak naprawdę nie biła go po twarzy.] Draco widząc tą jej piękną zapłakaną twarz [Malfoy znajduje przyjemności estetyczne w najdziwniejszych rzeczach.], postanowił przystać na swoim [A miał okazję postawić na propozycję Pansy.]. Nic go nie powstrzyma, żaden mops.
- Tyle, że Pansy, ja się z tobą NIE ożenię.
- Co?!- Pansy przestała się uśmiechać.
- Przecież ojciec ci tego nie daruje! Matka też! Nie masz wyboru! Musisz się ze mną ożenić! [No bo przecież nikt nigdy nie słyszał o ślubach wbrew woli rodziców.] [Jak wiadomo, cały świat to jedne wielkie Indie – partnerzy nie znają się przed ślubem; zasadniczo jest jak w „Randce w ciemno”, tylko zamiast wyjazdu do ciepłych krajów jest ślub na gorąco.]
- Nie zrobię tego.
- Ale…W takim razie, co masz zamiar zrobić?! Być chłopakiem tej szlamy przez resztę życia?!
- Nie. –Wszyscy wsłuchiwali się w tą wymianę zdań. Hermiona już się rozpogodziła, ale Draco powiedział, że z nią nie będzie. Pewnie miał inną. Spochmurniała. [Rozpogodziła się, po czym natychmiast spochmurniała. Polecam ciepłe buty i parasol! Pozdrawiam i życzę miłego wieczoru – Jarosław Kret.]
- Nie, bo jeśli się zgodzi, mam zamiar…-Wszyscy wstrzymali oddech, chociaż większość domyślała się reszty. [Pewnie oglądali trailer.] [SÓSPĘS SÓSPĘS] – Jeśli się zgodzi, mam zamiar być jej mężem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz